Przygoda Sylwii z rajdami zaczęła się chyba milion lat temu, a konkretnie od Rajdu Wisły. Wybrała się tam razem z chłopakiem, obecnie mężem i od razu polubiła ten sport, a z biegiem czasu – pokochała. Marek od zawsze był kibicem, jednak Sylwii to nie wystarczało. Za minimalne oszczędności kupiła Seicento, które z rajdówki miało chyba tylko wątpliwą skręcaną klatkę i zaczęła startować.
„Sej na zakrętach szorował lusterkami po asfalcie, cały sprint przejeżdżałam na dwóch biegach, bo vanowska skrzynia ciągnęła do 105 km/h do odcięcia na dwójce, ale tu chodziło o satysfakcję z jazdy, a nie o wyniki” – opowiada Sylwia.
„Z rajdu na rajd zdobywałam coraz to większe doświadczenie aż wreszcie kupiłam jakieś sensowne opony i powoli zaczynałam być konkurencyjna w klasie. Rajdówka, to taka skarbonka bez dna, do której chcesz wrzucać kasę praktycznie nic z tego nie mając, cały czas jest Ci mało, non stop chcesz czegoś nowego. Tak samo jest ze mną. Najpierw zmiana skrzyni na krótką szóstkę, później zmiana silnika na 1.2 8v, który niestety zajechałam i na końcu zmiana na 1.2 16v. Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że buda jest bardzo zmęczona, bo nawet rozeszła się na kielichach, więc znaleźliśmy dawcę i zrobiliśmy przekładkę gratów” – kontynuuje Sylwia.