Anna Cieślak – aktorka piękna i energiczna. W filmie „Śluby panieńskie” rozkochała w sobie samego Macieja Stuhra. Zagrała w popularnych polskich serialach, m.in. „Na wspólnej”, „Czas honoru” i „Glina”. Pół roku temu została ambasadorką najpopularniejszego w Polsce modelu Mitsubishi ASX. Teraz w wywiadzie opowiada nam o nowej pasji do off-roadu oraz o tym jak nawigacja wyprowadziła ją w ręce drogówki. Mówi też, z kim udało się stworzyć najfajniejsze sceny miłosne.
Wywiad Anna Cieślak i jej nowe mitsubishi
Światła, kamera, akcja! Który aktor na ekranie całuje najlepiej? Maciej Stuhr?
Cieszę się, że razem z Maćkiem jesteśmy ambasadorami Mitsubishi. W przeszłości kilkukrotnie graliśmy filmową parę.
A zaczęło się od…
Wystąpiliśmy w „Glinie” Władysława Pasikowskiego, gdzie zagrałam jedyną pozytywną postać kobiecą w życiu głównego bohatera – Julię, córkę nadkomisarza Andrzeja Gajewskiego, którego grał Jerzy Radziwiłowicz. Maciek wcielił się w postać jego współpracownika podkomisarza Artura Banasia – to był pierwszy raz kiedy spotkaliśmy się na planie jako para. A później u Filipa Bajona w filmie kostiumowym „Śluby panieńskie”. Co ciekawe, właśnie realizując materiały filmowe dla Mitsubishi doszłam do wniosku, że najfajniejsze sceny miłosne miałam z Maćkiem Stuhrem.
Czyli jego fanki mają czego zazdrościć?
Graliśmy sceny romantyczne, nie do końca erotyczne, raczej sensualne. Pozostawiały one spore niedomówienie. To miłe doświadczenie.
Ale wypadliście bardzo autentycznie.
To tylko świadczy o naszych umiejętnościach scenicznych (śmiech). Wszyscy zadają aktorowi dwa pytania: jakim cudem jest w stanie zapamiętać tyle tekstu, a po drugie – szczególnie aktorki – czy się nie wstydzą kiedy dojdzie do scen rozbieranych lub całowanych. Wiele osób myśli, że aktorzy mają prywatny romansik, a to jest ciężka harówka.
Jak to?
W momencie, kiedy gramy scenę to po drugiej stronie kamery stoi minimum 30 osób, które patrzą czy nie świeci nam się czoło, czy nie marszczy się bluzka, czy ujęcie jest ostre. Poza tym są jeszcze koledzy na planie, a oni też muszą swoje trzy grosze wtrącić i powiedzieć: „jedziesz Maciek, dasz radę”. Scena pocałunku w „Ślubach panieńskich” oczywiście była dla nas krępująca, ale chyba pomogło nam to, że znaliśmy się ze szkoły w Krakowie. Dobrze jest pracować z ludźmi, których się zna – to daje poczucie bezpieczeństwa i jest prościej, ale i tak pozostaje duży stres.
A łatwiej być aktorką czy kobietą za kierownicą?
Uuu… W Polsce jest bardzo dużo kobiet, które jeżdżą bardzo dobrze i… bardzo dużo kobiet, które nie potrafią jeździć. Mężczyzn na bakier z kierownicą też nie brakuje. Szczególnie w Warszawie, gdzie kierowcy są znerwicowani, w porównaniu do innych miast.
Co Panią denerwuje na drodze?
Nie lubię agresji. Nie lubię kiedy ktoś mnie naciska najeżdżając na zderzak np. na autostradzie. Wkurzam się też na brak życzliwości i brak nawyku jazdy na suwak gdy droga się zwęża – wtedy widać egoizm, a czasem nawet głupie ryzykanctwo przy utrudnianiu jazdy innym. Nie cierpię samozwańczych szeryfów drogowych – zauważyłam, że to ostatnio jakaś plaga. A za jazdę po alkoholu karałbym… wolę nie kończyć zdania.
Powiało grozą. W takim razie co bawi lub cieszy?
Kilka lat temu stojąc w korku postanowiłam uśmiechać się i machać do innych – początkowo ludzie sądzili, że jestem wariatką i odwracali głowy. Dziś jest zupełnie inaczej – odwzajemniają się uśmiechem. Zauważyłam też, że dziewczyny, które robią makijaż w lusterkach aut pozdrawiają się nawzajem. Kiedyś na światłach spotkałam w czarnym Mitsubishi ASX piękną murzynkę z dzieckiem – zatrzymała się i zaczęła malować sobie usta, spojrzała w lewo i dostrzegła mnie w moim białym ASX. Obcięła mnie od góry do dołu, po czym puściła to charakterystyczne oczko w stylu „yeah baby, jesteśmy razem”. Czasem warto przesłać sobie pozytywny gest – to naprawdę nic nie kosztuje, a cieszy.
Od dawna ma Pani prawo jazdy?
Egzamin na prawo jazdy zdałam w 2004 roku. Za drugi razem.
Kiepski dzień, czy egzaminator wstał lewą nogą?
Miałam pierwszeństwo, a inny kierowca mrugnął mi światłami by mnie wpuścić. Wypaliłam do egzaminatora: „Widzi pan, są jeszcze życzliwi ludzie na świecie. Proszę jak mi pięknie ustąpił.” Trzeba było widzieć jego minę, kiedy stwierdził: „Dziękuję bardzo, egzamin niezaliczony. Pani miała pierwszeństwo.” Po wszystkim zaprosiłam egzaminatora na mój spektakl – akurat jechał przez Kraków na urlop i przyszedł do teatru z córką. A mi, już u innego pana udało się zdać egzamin za drugim razem. Jednak nie od razu wsiadłam do własnego auta i ruszyłam na ulice Warszawy.
Dlaczego?
Bałam się, samochód stał bezczynnie a ratowało mnie metro. Jazdy po stołecznej dżungli nauczyła mnie Małgosia Socha. Usiadła na fotelu pasażera i lekcja wyglądała tak, cytuję: „Jedziesz! Skręcasz! Tu śmiało wpychasz się, teraz przepraszasz, rozpuszczasz włosy, uśmiechasz się i jest dobrze. Jedziesz dalej. Cały czas pewna siebie, ale i ostrożna.”
Prawdziwa instrukcja survivalowa…
… i to bardzo skuteczna, faceci zawsze się poddają (śmiech).
Jak policja reaguje na aktorkę za kółkiem? Poznają? Traktują ulgowo?
Zaraz po zrobieniu prawa jazdy ruszyłam w Warszawę nie znając ulic, ale z nawigacją. Pewnego razu wyjechałam z Pragi na ulicę Puławską, to było ok. 21.00 – wybrałam prowadzenie „do domu”. Dzień wcześniej samochód był na innej trasie i pod komendą „do domu” zapisano zupełnie inny kierunek – urządzenie zaczęło dyktować wskazówki. Jadę, mija 10 minut, jest ok. Powtarzam sobie tekst, myślę o planie zdjęciowym. Po 20 minutach nagle mi się droga kończy. Tiry, ciemno, gdzie ja jestem? Wreszcie zatrzymuje mnie drogówka. Podchodzi policjant a ja: „Och jak dobrze, że mnie zatrzymaliście. Którędy na Puławską?” On na to: „Na Puławską gdzie?” Oho już wiem, że nie jest dobrze i mówię: „Na Puławską w Warszawie”. A funkcjonariusz: „Mhm, bo ma pani świadomość, że teraz jedzie na Puławy?”. Wtedy policjantka go uspokoiła: „Nic się nie dzieje, nie przejmuj się to jest aktorka, one tak mają.” Cóż, jak to powiedział Witkacy: „Zamyśliłam się po kobiecemu” – to będzie najlepsza puenta tej historii.