Kiedy jej rówieśnicy ze stajni Opla (Corsa) czy Nissana (Micra) raz po raz odwiedzali serwisy i warsztaty, Toyota Starlet bezstresowo przemierzała wszystkie kraje na świecie…
Toyota Starlet ma wszystkie zalety miejskiego auta. Jest kompaktowa, zwinna, zwrotna, niebrzydka, dość wygodna i fajnie się prowadzi. Ma również kilka atutów ekstra – między innymi taki, że jest właściwie niezniszczalna. Zarówno silnik, jak i elementy tapicerki mimo upływu lat trzymają się dzielnie. A jednak – ten mały, wielki samochód, nie zawojował motoryzacyjnego świata zgodnie z oczekiwaniami jego twórców. Jak to jest możliwe?
Toyota Starlet jako idealne miejskie auto
Pierwsza „Gwiazdeczka” opuściła mury fabryki w 1973 roku. Z założenia był to najmniejszy szkrab koncernu Toyota, taka maskotka producenta, przeznaczona na różnorodne drogi – głównie miejskie. Bardzo skrętna, niezwykle lekka (zaledwie 750 kg), wyposażona w niewielki silnik (od słabiutkiego 1,0 przez najbardziej popularny 1,3 aż po mocny ale paliwożerny 1,5 diesel), uzupełniła ofertę japońskiego giganta. Pierwsze egzemplarze dały się poznać użytkownikom od niezbyt atrakcyjnej strony – szybko wyszło parę fabrycznych bubli, które równie szybko zostały przez producenta naprawione. Poradzono sobie z pojawiającymi się ogniskami korozji, słabo wytłumioną komorą silnika, niewielkimi wadami układu napędowego i silnika. Kiedy w 1985 roku dostrzeżono zalety przeniesienia napędu na przednią oś i wypuszczono skorygowane egzemplarze, Toyota Starlet była już niemal idealna.
Toyota Starlet – jak dobre wino…
Atrakcyjność tego autka rosła wraz z wiekiem. Kiedy jej rówieśnicy ze stajni Opla (Corsa) czy Nissana (Micra) raz po raz odwiedzali serwisy i warsztaty, Toyota Starlet bezstresowo przemierzała wszystkie kraje na świecie, nie wiedząc co to mechanik czy zakład blacharsko-lakierniczy. Z roku na rok Starletka wygrywała rankingi niezawodności w klasie aut pięcio-dziesięcio-piętnastoletnich.
Nie traciła nic na swojej klasie, na jakości i komforcie, zapewniając użytkownikowi dokładnie to, czego oczekuje się od auta miejskiego – drugiego w rodzinie, bądź dla dziecka, czy też na zasłużony czas emerytury: bezawaryjność. Dlaczego więc Toyota Starlet nie stała się tak wielkim hitem, jak VW Polo czy choćby tak pożądany zwłaszcza przez Polaków w latach dziewięćdziesiątych Fiat Uno? Czego zabrakło w tej legendzie?
Diabeł tkwi w szczegółach…
Wzorowy samochód, aby odnieść rynkowy sukces, musi mieć „to coś”. Coś, co wyróżnia go z tłumu, czyni wyjątkowym, nadaje indywidualności i charakteru. Toyota Starlet, mimo iż sprytna i niezawodna, takiej iskierki chyba jednak nie miała. Raczej stonowana, nieśmiała sylwetka zwyczajnie zlewała się z tłumem – był to model niezauważalny. Oczywiście, robiła swoje. Bezpiecznie przewoziła z miejsca na miejsce, nie żądała zbyt wiele paliwa, dwie dorosłe osoby mogły czuć się dość wygodnie. Ale sceptycy zarzucali jej, że mały bagażnik, że pasażer z tyłu ma ciasno, że przyspieszenie zbyt słabe, że brak wspomagania. No i, że się nie wyróżnia.
Czy nasz Fiat Cinquecento też stanie się legendą? Trzymajmy kciuki:
https://bezpiecznapodroz.org/fiat-cinquecento-klasyk-dopiero-pretendent/