Moto gwiazda Bartek Biedrzycki i Fiat Argenta – biogram
Bartek Biedrzycki pod wieloma względami jest reliktem. Urodził się w latach 70., ale ludowa rzeczywistość, do której wychowywano go w latach 80. nigdy nie nadeszła. Grał w gry na 8-bitowym Atari, a klocki Lego znał głównie z Pewexu.Był nauczycielem i żołnierzem, pracował w nocnych klubach i telewizji, w końcu rzucił wszystko i poszedł robić do prywatnej korporacji.
Bartek Biedrzycki fantastykę poznał dzięki przygodom pilota Pirxa, ale zaczytywał się także w wielotomowych sagach fantasy. Zanim zaczął publikować książki, pisał i wydawał komiksy, zajmował się publicystyką oraz nagrał kilkaset audycji mówionych. Lubi mięso, robienie zdjęć i rozbiórki mostów drogowych. Autor pierwszej polskiej powieści post apokaliptycznej osadzonej w tunelach warszawskiego metra i przyległych do niego schronów.
(źródło: fabrykaslow.com.pl)
Moto gwiazda Bartek Biedrzycki i Fiat Argenta – wywiad
Bartek pamiętasz swój pierwszy samochód?
To nie był mój samochód tylko żony i to była Skoda Favorit hatchback, bardzo dobra rzecz, jeździliśmy nią dosyć długo. Dostała niezłą szkołę kiedy kupiliśmy mieszkanie i robiliśmy remont generalny. Woziliśmy nią worki z cementem, glazurę i inne rzeczy. Bardzo dobrze mi się na niej uczyło jeździć, bo ja w ogóle bardzo późno zrobiłem prawo jazdy.
Pierwszy raz podchodziłem do kursu i prawa jazdy w liceum jak miałem 17 lat ale coś mi nie poszło i zostawiłem to, dopiero jak miałem 29 lat i okazało się, że będziemy mieli dziecko to zapadła decyzja żeby zrobić to prawo jazdy, bo to się może przydać. Moja żona miała prawo jazdy i jeździła a ja stwierdziłem, że niby jest samochód w domu ale ona jeździ a ja jeżdżę autobusem to po co.
Kiedy się okazało, że córka ma się urodzić to zapadła decyzja, że dobrze mieć drugiego kierowcę na stanie, na wszelki wypadek. Wtedy rzeczywiście zrobiłem prawo jazdy. Oczywiście jeździłem na kursie a trochę na lewo jeździłem po wsiach nadwiślańskich, po gminie Konstancin-Jeziorna gdzieś wzdłuż wałów przeciwpowodziowych tą Skodą i bardzo dobrze ją wspominam. To był mały fajny zwrotny samochód. Kiedy rodzina się powiększyła to już poszliśmy w większe rzeczy.
Jak to jest zdawać prawo jazdy w wieku 29 lat? Czułeś jakąś różnicę między tym jak miałeś 17 lat a 29 lat?
Ta odległość czasowa była na tyle duża, że już nie pamiętałem jak to było wtedy. To była straszna frajda dla mnie, bo pamiętam, że jak już odebrałem ten papier to zadzwoniłem po kumpla i powiedziałem, że idziemy ale nie pić piwo do lasu tylko pojedziemy do Warszawy. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Wilanowa a wracaliśmy przez Zawady i wzdłuż Wisły. To była frajda bo jest taka radość, że nagle pożerasz przestrzeń. Do tej pory siedziałeś i patrzyłeś a za kierownicą siedzi się inaczej. Samo zdawanie prawa jazdy było fajne mimo, że do praktycznego musiałem podejść dwa razy. Tu bardzo duże znaczenie ma osoba egzaminatora. Za pierwszym razem był facet, który nie pozwolił ze sobą rozmawiać, bo on tutaj egzaminuje, tylko proszę wykonywać polecenia.
A za drugim razem przyszedł Pan i powiedział żebym był bez stresu bo zrobimy manewry a później pojedziemy na miasto. Od razu było zupełnie inaczej. Fakt, że ja już też wtedy miałem po tym pierwszym nieudanym razie przećwiczone jak to zrobić i jak do tego podejść żeby się wyluzować ale jednak bardzo dużo robi egzaminator jeśli chodzi o atmosferę.
Po Warszawie trudno się jeździ i nie cierpię po niej jeździć ale lepiej być autem na obcych blachach, bo wtedy ludzie patrzą, że nie tutejszy to łatwiej wpuszczają a jak masz warszawskie blachy to Cię otrąbią. Fajnie jest mieć to prawo jazdy. To miało być tak, że miałem jechać i je odebrać bo już czekało w starostwie w Piasecznie a się okazało, że akurat tego dnia jak miałem jechać to córka stwierdziła, że to jest pora. Nie było już mowy o odbiorze tylko dzwonieniu do ojca żeby nas zawiózł do szpitala.
Z czym miałeś największy problem w praktycznym egzaminie bo powiedziałeś, że podchodziłeś dwa razy.
Z wjazdem na rondo. W Warszawie jest na tyle wygodnie, że ronda są na tyle duże, że masz światła, powtarzacze itp. Natomiast jak się jeździ na mniejszych to jest czasem ciężko. Ludzie nie do końca są przyzwyczajeni. Oni jadą i się śpieszą. Sam zresztą czasem tak mam, że się spieszę więc nie zawsze kogoś wpuszczę. Ja w ogóle nie lubię strasznie jeździć po mieście.
Lubię jeździć jak jadę gdzieś na konwent i jedziemy np. całą rodziną więc biorę samochód i jest trasa a czasami jest tak, że jest akurat wybudowane 10km drogi szybkiego ruchu to się poleci. A jak jedzie przed Tobą TIR a za Tobą jedzie auto które ktoś wyciągną do kościoła i tak nim od 40 lat jeździ i zdarza się, że jeszcze traktor Ci wyskoczy, masz roboty drogowe więc są koparki z obydwu stron, tak się jeździ po Polsce, chociaż muszę przyznać, że przez te 10 lat od kiedy jeżdżę to Polska stała się, jeśli chodzi o drogi, krajem cywilizowanym.
Tak jak jeździliśmy do rodziny to droga potrafiła trwać 4 godz. to teraz wjeżdżamy na autostradę to w 2 godz., jak nie robimy postoju, jesteśmy na miejscu i jest super. Lubię jeździć w długie trasy a nie lubię po mieście. Jest za dużo ludzi a każdy się gdzieś spieszy, gdzieś pcha i jest strasznie nerwowo
I tu polecamy wysłuchanie naszego wywiadu z Bartkiem gdzie dowiecie się czy sam naprawia samochód oraz czy miał spotkanie z dzikiem na drodze .?