Lotus Omega – owoc związku Opla i Lotusa, powstały z „błogosławieństwem” General Motors, do dziś prezentuje się doskonale
Przełom lat 80. i 90. to czas, w którym segment superszybkich sedanów dopiero raczkował. Do rozwijającej się kategorii postanowił wkroczyć także koncern General Motors, tworząc bestię z piekła rodem. Omega pierwszej generacji, która w cywilnej odmianie nie stanowiła zbyt dużego zagrożenia dla szlachetnie urodzonych przedstawicieli klasy średniej-wyższej, w swojej specjalnej wersji siała postrach nie tylko wśród klasowej konkurencji, ale także w gronie supersamochodów. Dokładnie tak, Omega – budżetowa limuzyna segmentu E – dotknięta ręką Lotusa, mogła brać się za łby nawet z maszynami, sygnowanymi logo wierzgającego rumaka. Dziś ta niezwykła maszyna to prawdziwa perełka i obiekt pożądania kolekcjonerów. Lotus Omega liczy sobie już ponad 27 lat, a mimo to jego muskularne nadwozie nadal prezentuje się doskonale.
Lotus Omega – historia modelu
W latach 80. zaszczytne miano króla supersedanów dzierżyło BMW M5 pierwszej generacji, powstałe na bazie modelu E28. Majętnej klienteli spodobała się koncepcja połączenia luksusowego sedana i czystej krwi sportowca, do tego stopnia, że w 1988 roku niemiecki producent zaprezentował „emkę” kolejnej generacji. Tym razem za bazę posłużył model E34. Mocarna maszyna rozwijała moc rzędu 315 KM (później wartość ta została zwiększona do 340 KM), zatem klienci mieli do czynienia z bardzo poważną bestią.
Mniej więcej w tym właśnie czasie Mercedes szykował się do zaprezentowania supersedana, który mógłby nawiązać skuteczną rywalizację z wówczas już kultową M5. Jako bazę wykorzystano model W124. Model 500E, bo właśnie o nim mowa, powstał przy współpracy z inżynierami Porsche. Efektem tej kooperacji była piękna limuzyna, która nie starała się gwałcić oczu właściciela i przechodniów ordynarnymi spojlerami. Usportowiony Mercedes zachował wszystkie najlepsze cechy modelu bazowego, pod maskę trafiła jednak widlasta ósemka, o mocy przekraczającej 300 KM. Nietrudno się domyślić, że każde mocniejsze wciśnięcie pedału gazu rozpętywało drogowe piekło.
Do tego jakże zacnego grona postanowił dołączyć… Opel. Marka słynąco z produkcji dobrych, wytrzymałych ale mimo wszystko budżetowych samochodów, pasowała tam mniej więcej tak samo, jak hamburger z frytkami do menu wykwintnej restauracji. General Motors, czyli koncern-matka, krył jednak w rękawie bardzo mocną kartę – brytyjskiego Lotusa, czyli jednego z najwybitniejszych specjalistów od produkcji czystej krwi sportowych maszyn. Supermocna wersja okazałego sedana miała tylko jedną misję – zwrócić uwagę całego świata na zaprezentowany w 1986 roku model bazowy. Trzeba przyznać, że to zadanie zostało wykonane celująco. Lotus Omega dzierżył zaszczytne miano najmocniejszej limuzyny w segmencie E, a to nie mogło nie odbić się echem. Bestia została zaprezentowana w 1989 roku na targach motoryzacyjnych w Genewie. W 1990 roku rozpoczęła się sprzedaż tej niezwykłej maszyny.