Sekundniki najpierw zostały przez Ministerstwo Infrastruktury uznane za nielegalne, a następnie uchwalono rozporządzenie akceptujące te urządzenia. I bądź tu mądry…
Timery odliczające czas podczas świecącego się zielonego lub czerwonego światła to na świecie standard – w bardzo wielu krajach. Są chwalone przez pieszych i prsech kierowców. Informują, ile czasu pozostało do zmiany świateł i dzięki temu ruch staje się bardziej płynny. To właśnie sekundniki uważane są za właściwe narzędzie do rozładowywania korków i zarządzania ruchem zwłaszcza w tych najbardziej newralgicznych miejscach. Tylko w Polsce ciągle są przedmiotem sporów i konfliktów. A już największym nieporozumieniem jest fakt, że funkcjonujące przez lata w niektórych polskich miastach sekundniki najpierw zostały przez Ministerstwo Infrastruktury uznane za nielegalne, a następnie uchwalono rozporządzenie akceptujące te urządzenia. I bądź tu mądry.
Prawo sobie, ludzie sobie
Przez szereg lat włodarze miast takich jak Wrocław, Płock, Kutno, Bełchatów, Radomsko, montowali sekundniki na sygnalizacjach – i już. Nikt nie pytał o podstawy prawne, nikt nie zarzucał bezprawia. Ale kiedy zaczęły się dyskusje i analizy w innych miastach zainteresowanych takim rozwiązaniem, Ministerstwo Insfrastruktury stwierdziło nagle w 2016 roku, że stan prawny nie przewiduje tego rodzaju aparatury w organizacji ruchu. Sekundniki uznano zatem za nielegalne – ale – ciekawostka – nie nakazano ich demontażu. Zarządcy dróg – GDDKiA, marszałkowie województw, prezydenci miast, nie tylko nie zrezygnowali z kontrowersyjnego produktu, ale badali zapotrzebowanie i poziom zadowolenia społecznego z czasomierzy.
Duża batalia stoczyła się w Warszawie – zdecydowanymi przeciwnikami byli drogowcy, po drugiej stronie barykady stanęli użytkownicy dróg. Zdania były mocno podzielone. Ustawodawca zlitował się wreszcie i w 2017 roku pojawiło się rozporządzenie dające możliwość skorzystania z liczników czasu sprzężonych z sygnalizacją świetlną. Po 30 dniach od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw zwolennicy mają upragnione podstawy prawne.
Bezpieczeństwo – tak, czy nie?
Sekundniki wpływają na bezpieczeństwo – twierdzą zwolennicy. Pieszy, któremu zostało parę sekund, zatrzyma się. Kierowca, który widzi ile czasu ma na przejazd, dostosuje prędkoś i styl jazdy do tej informacji. Spokojniej, bezpieczniej – i bez korków. Bo wiedząc że zmiana świateł za kilka sekund, można przygotować się, wrzucić bieg, nastawić psychicznie na kontynuowanie podróży. Czysty zisk, oszczędność paliwa i w ogóle pokój na świecie. Przeciwnicy są innego zdania.
Ci, którzy są przeciw, przedkładają dokładnie te same argumenty, tylko z inną interpretacją. Kilka sekund dla pieszego to powód by wtargnąć już na czerwonym. Dla kierowcy dokładnie tak samo – aby przyspieszyć przed światłami i zdążyć przed zmianą. Sekundniki to narzędzie szatana i pewna śmierć. I tylko nielegalność instalacji odpadła jako mocny agrument.
Można, ale nie trzeba
Wobecnym kształcie rozporządzenie daje możliwość by sekundniki były częścią sygnalizacji świetlnych. Przepisy nie nakładają jednak takiego obowiązku. To dobrze, zważywszy na niesamowicie różne spojrzenia drogowców i ich opinie o bezpieczeństwie sekundników. Trochę wstyd to przyznać, ale nowe przepisy sankcjonują właściwie już istniejący stan rzeczy. Dziwnym trafem wszyscy zgodnie przymknęli oko na fakt, że przez długie lata niektóre miasta w Polsce korzystały – raczej z zadowoleniem – z sekundników. Nadal nie ma obowiązku – kto nie uważa i nie ma ochoty, pozostaje po staremu. Tym bardziej, że sekundniki podłączone do nowoczesnych sygnalizacji, zarządzających ruchem w sposób akomodacyjny, nie sprawdzą się. Taka sygnalizacja dostosowuje czas przeznaczony na światło zielone i czerwone w zależności od bieżącej sytuacji na drodze. Oznacza to, że czasem światło świeci się kilka, a czasem kilkadziesiąt sekund. Sekundniki nie są na to gotowe i wprowadzałyby w błąd zarówno pieszych, jak i kierowców.
Nowe prawo nie wnosi więc właściwie nic nowego. Poza tym, że instalacje działają wreszcie legalnie. Kto nie chciał i nie chce ich mieć, nie nie musi – a kto chciał i chce – po prostu może. Oczywiście, jeżeli go stać: sekundniki to koszt rzędu mniej więcej dwóch tysięcy na jedne światła. Czyli – osiem tysięcy pięknych nowych pięknych złoych na każde skrzyżowanie. Konkluzja jest jedna – przepisy wreszcie nadążyły za rzeczywistością.
Przeczytaj także:
https://bezpiecznapodroz.org/cyfrowy-dowod-rejestracyjny-jeszcze-tym-roku