Każdy, kto zobaczy tę maszynę we wstecznym lusterku, pokornie ustąpi jej miejsca na lewym pasie. Lamborghini Diablo wygląda jak zło wcielone, a z widlastą dwunastką między osiami, może mierzyć się z każdym rywalem
Lata 90-te, ach te szalone lata 90-te. Złota era supersamochodów wydała na świat całą masę imponujących, superszybkich pocisków, ale król plakatów był tylko jeden i bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że był nim Lamborghini Diablo. Już sama nazwa tej wyjątkowej maszyny daje do zrozumienia, że to bestia, z którą nie ma żartów. Zapożyczona od imienia byka, który w 1896 roku walczył w Madrycie, emanuje mroczną siłą i wzbudza szacunek.
Podobnie zresztą jak sam wygląd potwora z Sant’Agata Bolognese. Sylwetka widziana z boku jest idealnym odwzorowaniem klina. Widziana z przodu, wyraźnie rozszerza się ku tyłowi, niczym w rasowych wyścigówkach. Widziana z tyłu, zasłania niemal całą panoramę. Widziana z lotu ptaka, przywodzi na myśl ogromny most zwodzony. W swoim czasie, Diablo przynależało do wąskiego grona najszybszych maszyn świata, przy których inne sportowe auta wyglądały jak wozidełka z przeceny. Do spółki z Ferrari F40, Jaguarem XJ220 i Bugatti EB110, Lamborghini Diablo rozdawało karty w swojej klasie, budząc podziw, szacunek i pożądanie.
Lamborghini Diablo – historia szarżującego byka
Ekipa specjalistów, która stworzyła Diablo, już na starcie miała bardzo trudne zadanie. Zaprezentowany w 1971 roku prototyp modelu Countach zachwycił wszystkich, a z chwilą, gdy przerażające Lambo trafiło do sprzedaży (w 1974 roku) ustanowiło zupełnie nową klasę, w której niepodzielnie panowało. Prace nad spadkobiercą legendy rozpoczęły się już w 1985 roku. Ostre linie nadwozia stworzył sam Marcello Gandini – ojciec przepięknej Miury i niesamowitego Countacha. Warto jednak zaznaczyć, że Diablo, które znamy, nieco odbiega od dzieła natchnionego stylisty. Ówczesny właściciel marki – Chrysler – postanowił jednak nieco skrócić pazury bestii. Oryginalny projekt był bardziej szalony, bardziej agresywny i bardziej w stylu Lambo. Na szczęście, myśl Gandiniego przetrwała, a to za sprawą Claudio Zampollego i Giorgio Morodera. Włosi odkupili projekt i po drobnych modyfikacjach, zaprezentowali go światu jako piękną i w każdym calu niesamowitą Cizete Moroder V16T (tak, to od liczby cylindrów!). Wróćmy jednak do samego Diablo.
Po pięciu latach wytężonej pracy, dokładnie 21 stycznia 1990 roku, Włosi byli gotowi, by zaprezentować następcę Countacha. Cel został osiągnięty. Mimo że Lamborghini Diablo zostało nieco ugrzecznione, nikt nie miał wątpliwości że w Hotel de Paris w Monte Carlo przedstawiono godnego następcę kultowego Countacha. Pod względem stylistyki, Diablo stanowiło kwintesencję włoskiej marki. Także mechanika nie pozostawiała nic do życzenia.