McLaren F1 ma już 25 lat, a mimo to wciąż wyznacza standardy, którym wiele współczesnych maszyn nie jest w stanie sprostać
Najwspanialsze dziecko złotej ery supersamochodów, McLaren F1, to nie tylko prędkość, ale i prowadzenie. Choć zabrzmi to banalnie, takich samochodów już się nie robi. Otwarty budżet, genialny konstruktor i punkt odniesienia w postaci wspaniałej Hondy NSX – McLaren, jako finalny produkt, zdeklasował wszystko, co w latach 90-tych jeździło po drogach, nie wyłączając włoskich maszyn, sygnowanych logo wierzgającego konia i szarżującego byka.
McLaren F1 – stworzyć ideał
Pod koniec lat 80-tych, uznana stajnia F1 zapragnęła stworzyć samochód drogowy, który wzmocniłby wizerunek grupy TAG McLaren. Opracowaniem maszyny miał zająć się Gordon Murray. Początkowo, konstruktor postawił sobie za cel budowę maszyny tak samo dobrej, jak dobre były ówczesne ikony królewskiej klasy samochodów sportowych. Murray szybko jednak zorientował się, że to nie topowe Porsche, nie Ferrari i nie Lamborghini powinny być wzorcem do naśladowania, a plasująca się kilka klas niżej Honda NSX.
Podczas jednej ze swoich wizyt w Japonii, brytyjczyk miał okazję usiąść za kierownicą flagowej Hondy. Jakość prowadzenia japońskiej maszyny tak bardzo go oczarowała, że NSX z miejsca stał się wyznacznikiem dla pierwszego drogowego McLarena. Podstawowe założenia konstrukcyjne modelu F1 zamknęły się w dwóch kategoriach: masa i moc, odpowiednio – możliwie najniższa i możliwie najwyższa. Jednocześnie, powstająca maszyna nie miała być spartańskim pociskiem, bliskim torowym maszynom. Miał zapewniać odpowiednią ilość miejsca dla kierowcy i wygodną przestrzeń dla pasażerów (liczba mnoga to nie pomyłka). Istotne było też zapewnienie odpowiedniej ergonomii wnętrza i wygospodarowanie przestrzeni dla bagaży.
Firma zadecydowała, że współpraca z zewnętrznymi dostawcami zostanie ograniczona do niezbędnego minimum. W połączeniu z koncepcją Murray’a, oznaczało to konieczność wysłania księgowych na urlop. Na miarę możliwości firmy, budżet był nieograniczony, co w konsekwencji okazało się genialnym posunięciem.
McLaren F1 – wyzwanie podjęło BMW
Początkowo, McLaren F1 miał korzystać z jednostki napędowej stworzonej przez Hondę. Silnik miał być stworzony od podstaw, a wymagania, jakie postawił ojciec projektu – wysokie. Dwanaście lub czternaście cylindrów w układzie V, 4,5 litra pojemności, liniowo rozwijany moment obrotowy – oto niektóre cechy, charakteryzujące wymarzoną jednostkę Gordona Murray’a. Japonia skapitulowała, za to Niemcy podjęli się budowy potężnego agregatu.
Jednostka V12 BMW nieco odbiegała od przedstawionego przez konstruktora wzorca. Była większa i cięższa, ale za to mocniejsza. Do założonych 558 KM, BMW dodało 69 ognistych rumaków. Blok i głowicę wykonano z aluminium. Każdy z dwunastu cylindrów był obsługiwany przez cztery zawory. Nie zabrakło systemu zmiennych faz rozrządu, zbliżonego do tego, który dziś znamy pod nazwą Vanos. W celu zwiększenia efektywności rozpylania mieszanki, zastosowano po dwa wtryskiwacze na cylinder. Pierwszy, obsługujący niższy zakres prędkości obrotowych potężnego silnika, umieszczony był przy zaworze dolotowym. Drugi, który wkraczał do akcji, gdy kierowca poganiał widlastą dwunastkę, znalazł się nieco głębiej, w kolektorze.