Drogówka i milicja w PRL – pierwsza milicjantka polski ludowej
Choć może się to wydawać nieco zaskakujące, już w czasach PRL drogówka i milicja bardzo często przyjmowały w swoje szeregi kobiety. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej była Lodzia Milicjantka, czyli po prostu Leokadia Krajewska. Milicjantka z Warszawy będąca prawdziwym symbolem PRL-owskiej kobiety pracującej i wzorowej funkcjonariuszki.
Lodzia była pierwszą kobietą, która pełniła służbę w Kompanii Regulacji Ruchu MO. Pojawiała się na największych warszawskich skrzyżowaniach i bez większego problemu radziła sobie z zapanowaniem nad ruchem ulicznym.
Bardzo szybko wzbudziła zainteresowanie oraz ogromną sympatię mieszkańców stolicy, kierowców, a także gazet, które często opisywały pracę odważnej funkcjonariuszki.
Przełożeni Lodzi traktowali ją jako wzór dla innych funkcjonariuszy z drogówki. Doceniano jej zaangażowanie, odwagę, inicjatywę w działaniu oraz zamiłowanie do pracy. Jednocześnie Lodzia była odpowiedzialna, punktualna i skromna. Była idealnym wzorem mieszkanki Polski Ludowej więc być może właśnie dlatego rozpoznawano ją niemal w całym kraju. Nawet w gazetach pisano o niej w bardzo pozytywnym tonie:
„[…] uśmiechają się do niej wszyscy kierowcy i pasażerowie tramwajów. Przechodnie specjalnie zatrzymują się na krawędziach chodników i podziwiają, jaka jest ładna i jak efektownie robi przepisowe zwroty”.
Drogówka i milicja w PRL – niekończące się kontrole drogowe
Kontrole drogowe są prawdziwą zmorą kierowców nie od dziś. Obecnie policjanci najczęściej sprawdzają dokumenty auta, wyposażenie, obecność alkoholu w wydychanym powietrzu. Zazwyczaj, jeśli nic nie wzbudza podejrzeń, funkcjonariusz nie interesuje się, co przewozimy oraz jak dużo miejsca w samochodzie jest niewykorzystane. W czasach PRL wszystko wyglądało nieco inaczej. Milicjanci z oddziałów drogowych nie tylko sprawdzali kierowców, lecz także sprawdzali poziom załadowania samochodów.
Mówiąc najprościej władza nie chciała, aby kierowcy jeździli z pustymi bagażnikami lub przyczepami. Jeśli ktoś np. jechał z Krakowa do Warszawy i miał pustą przyczepę mógł spodziewać się, że zostanie zatrzymany. Nie chciano, aby kierowca jechał z niewykorzystanym miejsce, podczas gdy mógł wtedy przewieźć ziemniaki, owoce lub np. węgiel. Władze usilnie walczyły z niegospodarnością i beztroską na drogach, o czym jasno mówiono. Szalone? A może po prostu pożyteczne?
Drogówka i milicja w PRL – najdziwniejsze interwencje milicjantów
Dziś na YouTube lub w innych serwisach znajdziemy setki śmiesznych filmików z cyklu „z życia policjanta z drogówki”. W czasach PRL nie było możliwości, aby nagrać lub w dosłownie kilka sekund opublikować informacje o danym zdarzeniu. Należy mieć jednak na uwadze, że na drodze zdarzały się wówczas równie absurdalne sytuacje, co dziś. Otworzenie się ciężarówki, która wiozła skrzynki z piwem, samochód, który spadł do rowu ze ślimaka wiodącego na Most Poniatowskiego w Warszawie. Choć na drogach było miej aut i ruch był znacznie mniejszy również wtedy dochodziło do niebezpiecznych zdarzeń. Potracenie pieszego na pieszych lub zderzenie z motocyklistą czy wpadnięcie w poślizg, dziś są tak samo aktualne, jak czterdzieści lat temu.
Drogówka i milicja w PRL – ciągłe żarty obywateli
Tak jak wspominałam wcześniej, drogówka i milicja w czasach PRL nie cieszyły się dobrą opinią. Obywatele śmiali się, ironizowali i żartowali z funkcjonariuszy. Wynikało to przede wszystkim z jakości służby oraz jej podejścia do obywateli. Brakowało niemal wszystkiego, funkcjonariusze nie przechodzili szkoleń, nie egzekwowali prawa oraz bardzo często wykonywali wyłącznie rozkazy ówczesnych dygnitarzy. W czasach PRL powstało również wiele kawałów o policjantach, które miały podobny charakter do tych, które opowiadamy sobie dziś:
– Franek! Sprawdź, czy w naszym radiowozie działa lewy kierunkowskaz – woła milicjant do kolegi.
– Działa… nie działa… działa… nie działa…
Obywatele bardzo często śmiali się z milicjantów, przedrzeźniali ich i jednocześnie się bali. Niezależnie od pogardy mieszkańców, w PRL milicja miała ogromną władzę. Milicjanci mogli niemal wszystko, podczas gdy nie wymagano od nich niczego. Najlepiej obrazuje to sytuacja z 1969 roku, kiedy to w Kurierze Lubelskim opublikowano wywiad „Najpotężniejszy milicjant w Polsce”. Problem w tym, iż policjant, o którym mówiono miał 170 cm wzrostu i 150 kg wagi. Nikt się tym jednak nie przejmował, ponieważ milicjant podobno wzbudzał strach i raz nawet udało mu się złapać aż 4 chuliganów.
Drogówka i milicja w PRL – zmiany?
Drogówka i milicja z czasów PRL doskonale wpisuję się w obraz minionego systemu. Dziś, kiedy policja dysponuje najnowocześniejszym sprzętem, samochodami i innymi zasobami łapanie przestępców powinno być o wiele łatwiejsze niż kiedyś. Mimo to skuteczność służb bardzo często wzbudza wątpliwości. Oczywiście policja jest jednym z nadrzędnych organów, to zmiany, które przychodzą bardzo wolno nadal nawiązują do tego, co było kilkadziesiąt lat temu.