Bugatti EB 110 SS – ponad ligą supersamochodów
W swoim czasie, Bugatti EB 110 SS był jednym z tych samochodów, które pozostawały poza zasięgiem konkurencji. Niesamowita moc, miażdżące przyspieszenie i imponujące prowadzenie łączyły się tu z jeszcze jedna ważną cechą – z użytecznością, która sprawiała, że ten potwor nadawał się do czegoś więcej niż tylko do weekendowych wypadów na tor wyścigowy.
Bugatti EB 110 SS –Ettore nie mógł wymarzyć sobie lepszego prezentu
Dwa modele z serii EB 110 powstały, by uczcić 110 urodziny Ettore Bugatti’ego – założyciela legendarnej już wtedy marki. Do pracy nad nowymi supersamochodami, Romano Artioli, ówczesny właściciel firmy, zatrudnił grono najwybitniejszych ekspertów.
Nadwozie i wnętrze zaprojektował Marcello Gandini, spod którego ręki wcześniej wyszła zjawiskowa Miura czy szokujacy Contauch. Nie brakuje w nim nawiązań do włoskiej klasyki (jak choćby unoszone drzwi), ale nie zabrakło tez detali z historycznych modeli marki (jak choćby wlot powietrza w kształcie podkowy). Fenomenalne zawieszenie zaprojektowali z kolei eksperci z firmy Messier. Opracowanie innowacyjnego podwozia o strukturze kadłubowej powierzono specjalistom z Aerospatile.
Bugatti EB 110 SS – dopracowany w każdym detalu
Z zewnątrz, wersje GT i SS pozostawały niemal identyczne, poza kilkoma detalami. Ta druga wyróżniała się przede wszystkim innymi felgami, dużym skrzydłem (w wariancie GT spojler unosił się automatycznie) i okrągłymi wlotami powietrza, które zastąpiły niewielkie szyby tylne.
Nadwozie zostało wykonane z Kevlaru, Nomexu oraz z włókien węglowych. Carbon posłużył tez do wykonania podwozia. Efekt? 1420 kg masy w samochodzie napędzanym przez widlasta dwunastkę, o pojemności 3,5 litra, wspomaganą przez cztery (!!!) turbosprężarki. Moc 612 KM trafiała na wszystkie cztery kola za pośrednictwem 6-biegowej skrzyni manualnej. Silnik, zaprojektowany specjalnie dla modelu EB 110, sam w sobie był dziełem sztuki. Głowice ze stopu miedzi, aluminiowy blok i tytanowe korbowody – to robiło wrażenie, nawet w klasie najdroższych samochodów sportowych. Ten potwor był w stanie gnać z prędkością przekraczająca 350 km/h, a pierwsza setka pojawiała się na prędkościomierzu już po 3,2 sek.
Co ciekawe, Bugatti nie zrezygnowało z codziennej użyteczności samochodu. Owszem, w stosunku do wersji GT, wyposażenie zostało okrojone, ale na liście wciąż znajdowało się wszystko to, co czyni jazdę przyjemniejszą. Klienci zasiadali w pokrytych skora fotelach, w klimatyzowanym wnętrzu, ciesząc się świetnej jakości audio. Zdecydowane, nie był to spartański gokart, jak choćby Ferrari F40.
grafika tytułowa: CC BY 3.0; autor: Reilly Hamilton źródło: wikimedia
1. CC BY 2.0; autor: Edvvc, źródło: wikimedia