Dla Eugeniusza Bodo wypadek, który spowodował w 1929 roku był ogromnym wstrząsem. W wyniku zdarzenia zginał, jadący na miejscu pasażera, jego kolega Witold Roland. Aktor do końca życia nie mógł sobie darować, że tamtego dnia to właśnie on prowadził samochód.
Wypadek Eugeniusza Bodo – piękna wycieczka
Eugeniusz Bodo do dziś uznawany jest za jednego z największych amantów przedwojennego kina. Dwa tygodnie przed feralnym wypadkiem zdecydował się na zakup swojego pierwszego samochodu – luksusowego Chevroleta kabrio. 27 maja 1929 roku zaprosił na wycieczkę swoich przyjaciół – tancerkę Zofię Oldyńską i aktora Witolda Rolanda. Chcieli wybrać się do Poznania na Powszechną Wystawę Krajową. Do tragedii doszło około 2 w nocy, niedaleko Łowicza. Istnieją dwie wersje przyczyny wypadku. Według pierwszej na drodze leżała nieoznakowana sterta kamieni, która sprawiła, że aktor stracił panowanie nad kierownicą. Inna wersja mówi, że Eugeniusz Bodo nie zapanował nad pojazdem na ostrym zakręcie. Chevrolet runął z czterometrowego nasypu, zatrzymując się kołami do góry. Świadkowie natychmiast ruszyli poszkodowanym na pomoc. Witold Roland został przygnieciony autem, początkowo zapewniał, że nic mu nie jest. Po chwili jednak okazało się, że doznał rozległego złamania kręgosłupa. Po przyjeździe ratowników mężczyzna już nie żył.
Wypadek Eugeniusza Bodo – poczucie winy
Witold Roland miał 32 lata, a jego kariera właśnie nabierała rozpędu. Pozostała czwórka pasażerów nie odniosła większych obrażeń. Pomimo tragedii Eugeniusz Bodo zdołał zagrać w przedstawieniu następnego dnia. Wykończony jednak zdarzeniami minionej nocy zemdlał w trakcie spektaklu. Jak wspominali później jego znajomi, co chwile wybuchał płaczem, gdyż ciągle miał przed oczami zmarłego kolegę. 27 maja informacje o wypadku znalazły się na pierwszych stronach gazet. Zaczęto też podejrzewać, że to artysta jest sprawcą zdarzenia. Proces tej w sprawie rozpoczął się trzy tygodnie później. Sąd wziął pod uwagę zarówno zeznania świadków, jak i oględziny miejsca tragedii. Biegli zastanawiali się m.in., czy droga, na której do niej doszło do była odpowiednio oznakowana. Dla Eugeniusza Bodo najbardziej obciążające okazały się jednak zeznania posterunkowego. Stwierdził on, że artysta nie tylko przekroczył prędkość, ale i prawdopodobnie wszyscy uczestnicy wypadku mogli być pod wpływem alkoholu. Sam Bodo całkowicie temu zaprzeczył.
Wypadek Eugeniusza Bodo – powrót do życia
Proces artysty zakończył się 24 maja 1932 roku. Eugeniusz Bodo został uznany za winnego spowodowania wypadku i skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności, w zawieszeniu na trzy lata. Wyrok usłyszeli również przedstawiciele, którzy odpowiadali za niedostateczne oznakowanie drogi. Aktor ostatecznie nie trafił do więzienia. Ogromnie przeżył śmierć swojego przyjaciela i pewnie dlatego po tym zdarzeniu już nigdy nie wsiadł za kierownicę.
Foto: Wikimedia Commons
Zobacz także: Auta dawnych gwiazd