Ludzie w różny sposób leczą przebyte traumy. Wszystkie jednak zostawiają trwały ślad w psychice. Niektóre jednak są wyjątkowo nietypowe. Syndrom sztokholmski – miłość do oprawcy istnieje? Jak leczyć tego typu zaburzenie?
Syndrom Sztokholmski – miłość do oprawcy – czym jest
O syndromie sztokholmskim możemy mówić, gdy ofiara w pewnym sensie identyfikuje się lub przywiązuje do swojego oprawcy. Pojęcie to kojarzy nam się zazwyczaj z filmami, w których to przedstawiane są ofiary porwania bądź wykorzystywania seksualnego. Tymczasem syndrom sztokholmski może występować również w najbliższej rodzinie, czy relacji z partnerem. W tym wypadku dana osoba nie tylko identyfikuje się z przemocowcem, ale i najczęściej „wybiela” jego czyny. Stan ten podzielono na kilka etapów. Jednym z nich jest niedowierzanie, czyli moment, w którym ofiara nie chce wierzyć, że dany człowiek może być tak okrutny. W efekcie zaczyna akceptować swoją sytuację. Celem oprawcy jest natomiast przejęcie całkowitej kontroli. Używa do tego takich narzędzi jak izolacja, poniżanie, czy utwierdzanie w niskim poczuciu własnej wartości. Z czasem toksyczna relacja rośnie do tego stopnia, że krzywdzona osoba nie dostrzega patologicznych zachowań. Ponadto całkowicie przestaje myśleć o własnych potrzebach.
Jak wydostać się z sideł oprawcy?
„Pewnego dnia myszka została wrzucona do wiadra z wodą. Co jakiś czas sprawca podawał jej patyk, by się wydostała, ale zaraz po tym jak się złapała to sprawca zanurzał kij głębiej. Myszka miała nadzieje, że pewnego dnia jej kat przejawi empatię i pomoże jej się wydostać, bo przecież raz na jakiś czas podawał jej kij”. Wypowiedź psycholożki Katarzyny Miller często cytuje w pracy ze swoimi klientami Angelika Szczęśniak – trenerka mentalna, która wspiera także w rozwoju osobistym i duchowym. Właśnie tak wygląda bowiem relacja z syndromem sztokholmskim. Ofiara bardziej zauważy to, że jej agresor zrobił jej herbatę, niż fakt, że chwilę wcześniej ją uderzył. Nie da się ukryć, że efektem jest przede wszystkim ogromne cierpienie, stres, które nierzadko prowadzą do depresji, a nawet prób samobójczych. Osoba z tym problemem często myśli, że to ona jest winna zachowaniom agresora.
Niezbędna pomoc psychologiczna
W tej sytuacji ważne jest, by ofiara w pełni zdała sobie sprawę z położenia, w którym się znalazła, a następnie zdecydowała się szukać pomocy. Warto tu również zaznaczyć, że problem ten może wystąpić niezależnie od płci. Kolejna kwestia to być wyczulonym, czy osoba nam bliska nie tkwi przypadkiem w takim problemie. W tej sytuacji nie należy jednak na siłę zmuszać jej do poszukiwania wsparcia. „Najlepiej jest po prostu być przy niej i inspirować ją sobą, że można żyć pięknie” – podkreśla Angelika Szczęśniak jednocześnie dodając, że już sama świadoma chęć poszukania pomocy jest bardzo dużym krokiem. Sam terapeuta również nie będzie od razu nalegać na wielkie postępy. Na początku najważniejsze jest bowiem zbudowanie zaufania. Jego celem jest wytłumaczenie czym jest przemoc oraz zbudowanie na nowo poczucia własnej wartości osoby, która zdecyduje się poszukać pomocy. Pamiętajmy jednak, że każda terapia odbywa się w indywidualnym tempie.
Postawa ofiary
Jak wyżej wspomnieliśmy, mobilizacja do poszukania wsparcia wcale nie jest taka prosta. Wszystko to przez mechanizmy, które kierują ofiarą. W wielu przypadkach na początkowym etapie taka osoba wręcz nie dostrzega, że jest niewłaściwie traktowana. Z czasem zaczyna tłumaczyć agresora np. jego indywidualnymi cechami charakteru, czy nieprzepracowanymi traumami z dzieciństwa. W sytuacjach kryzysowych staje wręcz po jego stronie, a każdy jego najdrobniejszy gest daje jej ogromną nadzieję na zmianę zachowania. Co więcej, na troskę o toksyczne relacje reaguje agresywnie. Same symptomy natomiast bagatelizuje. W efekcie coraz bardziej zaczyna się izolować. Ponadto w momencie zdenerwowania agresora odczuwa poczucie winy. W skrajnych przypadkach dochodzi do aktów przemocy, zwłaszcza, gdy ofiara zaczyna ujawniać całą prawdę.
Syndrom sztokholmski – miłość do oprawcy – z tego można wyjść
Syndrom sztokholmski – miłość do oprawcy istnieje? „Tak, W moim życiu sama byłam w związku przemocowym i nieustannie broniłam swojego oprawcę. Wpadłam wtedy w pułapkę tłumaczenia go ciężkimi przeżyciami z dzieciństwa i przeszłości. Byłam dumna, że nie podniósł na mnie ręki. Teraz to brzmi jak absurd, ale na tamten czas dziękowałam Bogu, że znęca się tylko w określony sposób. Jednocześnie nie brałam pod uwagę tego jak co jakiś czas rzucał we mnie szmatą, szklanką itp. Mimo tego, że brałam udział w konkursie miss i byłam instruktorką fitness to czułam się gorsza od najbardziej zaniedbanej kobiety na tej planecie”. – wspomina Angelika Szczęśniak. Trenerka mentalna przyznaje, że długo szukała pomocy najpierw w literaturze, a później u fachowców. Pomogła jej również rodzina i przyjaciele. Dlatego tak ważne jest, aby odnaleźć w sobie siłę, by stanąć na nogi. „Wspieram całym sercem każdego, kto jest w takiej sytuacji. Warto z tego wyjść i pamiętajcie, że nie jesteście sami” – dodaje nasza ekspertka.
Przeczytaj także: Osobowość z pogranicza – kim jest?