To miejsce to nie Zakopane, jak większość ludzi może by pomyślała na pierwszy rzut oka. To Bukowina Tatrzańska, odrębna gmina, która ukrywa swój urok w cieniu popularniejszego sąsiada. Tutaj konie są w centrum uwagi, a ich tropy prowadzą aż do magicznego Morskiego Oka. Stowarzyszenie Przewoźników do Morskiego Oka jest sercem tego miejsca, a większość fiakrów, czyli tradycyjnych wozów konnych, znajduje tu swoje domy. Jednak życie fiakrów nie jest tak urocze, jak mogłoby się wydawać. Często słyszą pogardliwe uwagi ludzi, a turystom zazwyczaj wypominają, że krzywdzą konie. Czy jednak sami fiakrzy dostrzegają zmęczenie swoich zwierząt? Pytanie to zazwyczaj wywołuje zaskakujące odpowiedzi, które pozostawiają słuchaczy w osłupieniu.
Władysław Nowobilski jest niekwestionowanym weteranem w podróży do Morskiego Oka, od lat przemierzając trasę wraz ze swoimi sześcioma końmi. Pełni również funkcję przewodniczącego stowarzyszenia, które skupia wszystkich przewoźników z tej okolicy, stanowiąc swoisty głos dla społeczności fiakrów. W malowniczej gminie Bukowina Tatrzańska, znanej ze swojego uroku i turystycznej atrakcyjności, Nowobilski jest jednym z 60 fiakrów, których można spotkać niemal w każdej wiosce tej okolicy. Jego historia to nie tylko opowieść o licznych podróżach do jednego z najpiękniejszych zakątków Polski, ale także o zaangażowaniu i pasji do pracy z końmi. Jego doświadczenie i autorytet sprawiają, że ma głos w kwestiach dotyczących dobrostanu zwierząt oraz spraw związanych z funkcjonowaniem stowarzyszenia. Jako jeden z najbardziej doświadczonych fiakrów w regionie, jego obecność i działalność mają istotny wpływ na lokalną społeczność oraz turystykę w okolicy.
Perspektywa fiakrów na incydent przy Morskim Oku
„Pochodzę z Białki Tatrzańskiej, ale większość fiakrów można znaleźć właśnie w Bukowinie. Ci, którzy kursują w kierunku Morskiego Oka, zazwyczaj posiadają między 4 a 6 koni. To średnio 5 zwierząt na fiakra. Obszar wokół Morskiego Oka jest głównym centrum hodowli koni dla tych właśnie celów”, wyjaśnia rozmówca. To ważne tło, ponieważ wiele osób utożsamia te konie z Zakopanem. Jednak nawet nowy burmistrz Zakopanego podkreślił, że ta sprawa nie wchodzi w zakres jego kompetencji. Zarządzanie terenem Morskiego Oka należy do Bukowiny Tatrzańskiej i Tatrzańskiego Parku Narodowego, a nie do nich.
Zatem mamy Bukowinę Tatrzańską – gminę, gdzie zarejestrowanych jest około 300 koni, które spotykamy w drodze do Morskiego Oka. „To na Podhalu jest bardzo dużo”, przyznaje prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka. Oczywiście, nie wszystkie konie są używane jednocześnie. Jednak w dni takie jak majówka, liczba ta może być imponująca. „Przy takiej okazji mieliśmy około 160 koni”, ocenia jeden z fiakrów.
„Tam doszło do potknięcia konia” – dla nich rutynowe, dla większości Polaków – niepokojące. W erze XXI wieku, takie zdarzenia wydają się nie do zaakceptowania. Fiakrzy tłumaczą, że zdarzenie to było typowym potknięciem konia, które ma miejsce dość często, choć nie zawsze koń upada. To, co nastąpiło, było jednak dla nich zaskoczeniem. „Przestraszył się, nie mógł wstać, nie mógł sobie poradzić. W takim momencie konia odcina. I to jest straszny absurd, bo koniowi nic się nie stało. To nie było nic nowego, aby wywołać taki skandal”, komentuje jeden z fiakrów.
Rozmowa kilka dni po majówce, gdy nagranie fundacji Viva wstrząsnęło opinią publiczną. Wideo pokazuje konia leżącego na asfalcie, co jest porażające. W pewnym momencie woźnica uderza konia w pysk.
– On nie uderzył konia, proszę pani – stanowczo protestuje góral.
– To co się wtedy stało? – pytam.
– On nadał impuls do wstania, po zamarznięciu konia – tłumaczy.
– Impuls? Czy dobrze słyszałam?
– To jest właśnie zamarznięcie konia. W takiej sytuacji trzeba go pobudzić impulsywnie, żeby mógł wstać. Bez tego konia nie dałoby się podnieść. Byłby nieprzytomny – wyjaśnia.
– Mogę to porównać dla laika. To jest jak w przypadku noworodka, który nie zaczyna płakać ani się nie rusza po narodzinach. Wtedy pielęgniarka delikatnie go klapsa, żeby go pobudzić. To podobny mechanizm – sugeruje.
Potem, od innego fiakra, słyszę, że konia to nie boli. To takie lekkie „uderzenie”, jakby dziecko, dziesięć razy lżejsze od dorosłego, uderzyło go w twarz. Tak mniej więcej to wygląda, gdy mężczyzna ważący około 70-80 kg zadaje takie „uderzenie” koniowi, który waży około 700 kg.
– Czy coś takiego, jak upadek konia, często się zdarza? – pytam.
Jeden z fiakrów odpowiada: – Zdarza się, gdy koń zlęknie. Może to się zdarzyć w różnych miejscach, np. w stajni, w boksie, czy nawet w lesie. Gdy usłyszy coś nowego, jak na przykład dźwięk drona, to może się przestraszyć. Jeśli jeden koń podbije nogi drugiemu, to najpierw próbuje się ratować, a potem może zamarznąć w bezruchu. Podobnie jak człowiek, który traci przytomność. Konie także potrzebują zrozumienia i wsparcia w takich momentach.
Władysław Nowobilski, doświadczony przewoźnik, dodaje: – Każdy wypadek wygląda niepokojąco. Wiadomo, że widok leżącego konia nie jest miły dla oka. Ale ważne jest patrzenie na całą sytuację i zrozumienie przyczyn. W tym przypadku konia się po prostu potknął. Podobnie jak ludzie, konie też czasem tracą równowagę. Niektóre szybko się podnoszą po upadku, ale inne mogą się przestraszyć i zostać na ziemi. W takiej sytuacji potrzebują impulsu, żeby wstać. Nawet delikatne klepnięcie może być wystarczające. Ludzie mogą to źle zinterpretować, mówiąc: „Bije konia”, ale to nie jest tak.
Władysław Nowobilski dodaje, że gdyby koń był przemęczony, nie podnieśliby go. Jednak koń wstał energicznie i zjechał na dół. Warto zauważyć, że w przeszłości inne konie również podnosiły się po upadkach, z wyjątkiem jednego, który niestety doznał poważnej kontuzji.
Zdarzenie miało miejsce 3 maja. Aby udowodnić, że koń jest w doskonałej kondycji, stowarzyszenie opublikowało nagranie na Facebooku oraz przedstawiło wyniki badań konia. Na filmie widać, że zwierzę ma się dobrze.