Ceny energii elektrycznej w Polsce od lat rosną w zatrważającym tempie, ale nikt nie potrafił nam racjonalnie wyjaśnić, dlaczego. Odpowiedź przyszła z najmniej spodziewanego kierunku – z dokumentów ujawnionych przez dziennikarzy Wirtualnej Polski. Okazuje się, że w Polskiej Grupie Energetycznej nie liczy się efektywność, oszczędność ani obywatel. Liczą się za to wygodne gabinety, luksusowe samochody i standardy godne arabskich szejków. Gdy Polacy wyłączają ogrzewanie, żeby zaoszczędzić, prezes PGE remontuje swoje biuro za 1,3 miliona złotych. Gdy przedsiębiorcy muszą ograniczać produkcję przez wysokie ceny prądu, zarząd PGE wymienia swoje samochody na topowe modele Audi. Bo przecież BMW było zbyt awaryjne, a limity kosztów za niskie. Rozwiązanie? Zmiana regulaminu. I oto mamy prezesa w Audi A8 wartym 750 tysięcy złotych. ceny prądu
Polska Grupa Ekstrawagancji, czyli dlaczego państwowe spółki kochają luksus – ceny prądu
PGE, jako spółka Skarbu Państwa, powinna działać na rzecz obywateli i biznesu. Zamiast tego działa na rzecz swoich menedżerów. Nie chodzi tu nawet o wysokie wynagrodzenia – te zawsze były absurdalne. Chodzi o to, że decydenci spółki wydają nasze pieniądze na absurdalne zachcianki. W świecie korporacyjnym zarządzanie kosztami to priorytet. W PGE natomiast najpierw kupuje się Audi A8 i Audi A6, a potem zmienia politykę flotową, żeby nikt nie miał z tym problemu. Gdyby zarządzający mieli wydać własne pieniądze, zapewne wcale nie byliby już tacy wybredni. Ale skoro płaci obywatel – hulaj dusza, piekła nie ma.
Polska energetyka tonie, a Niemcy robią to samo – tylko szybciej
Gdyby przynajmniej PGE inwestowało w nowoczesne technologie albo szukało realnych sposobów na obniżenie kosztów energii – może można byłoby to jeszcze zrozumieć. Ale nie, nasze rachunki rosną, bo trzeba sfinansować wygody zarządu. W tym samym czasie Niemcy, których energetyka również jest w ruinie, podążają tą samą drogą. Wydają miliardy euro na Zielony Ład, ale gdy wiatr nie wieje, a słońce nie świeci, muszą kupować prąd od Francji. Polska też chce iść tą ścieżką, zamiast zainwestować w tańsze, stabilne rozwiązania – np. energetykę wodną. Zamiast tego pieniądze są przejadane na stanowiskach zarządczych. Mamy więc model gospodarki, w którym obywatele finansują luksus urzędników, a w zamian dostają jedne z najwyższych rachunków za energię w Europie.
PGE nie działa dla Polaków – działa dla siebie
Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy państwowe spółki służą obywatelom, to raport WP rozwiewa je błyskawicznie. PGE nie myśli o tym, jak dostarczać tańszą energię. Nie szuka innowacyjnych rozwiązań. Nie optymalizuje kosztów. Wręcz przeciwnie – ich polityka zakłada maksymalizację wydatków na potrzeby zarządu, nawet jeśli oznacza to przepalanie milionów. W 2024 roku remont biura zarządu kosztował 550 tysięcy złotych. To nie wystarczyło. Dorzucono kolejne wydatki, aż licznik zatrzymał się na 1,3 miliona złotych. Tymczasem setki tysięcy Polaków oszczędza na ogrzewaniu, by nie wpaść w długi.
Pora na rewolucję energetyczną – ale nie taką, jaką chce PGE
Nie można już dłużej udawać, że państwowe spółki są naszym dobrem narodowym. PGE stało się korporacją żyjącą z portfeli Polaków, bez żadnej odpowiedzialności za to, co robi. Jeśli w najbliższych latach nie powstrzymamy tej spirali absurdu, będziemy mieli najdroższy prąd w Europie – ale za to zarząd PGE będzie jeździł najnowszymi modelami Audi i siedział w fotelach za 8 tysięcy złotych. Nie możemy do tego dopuścić. Polska potrzebuje taniej, stabilnej energii – a tę może dostarczyć nie tylko atom, ale też energetyka wodna. To Chiny postawiły na hydroenergetykę i wygrały. My zamiast tego budujemy Zielony Ład, który nawet nie działa. Czas się obudzić. Już czas na realne rozwiązania. Czas na tani prąd – ale dla obywateli, a nie dla prezesów.