W ostatnich miesiącach w Polsce drastycznie pogłębiło się ubóstwo. Już 2,5 miliona Polaków żyje w warunkach skrajnej biedy. To oznacza, że miliony osób nie są w stanie pokryć podstawowych wydatków – na jedzenie, rachunki, czy leczenie. Eksperci porównują tę sytuację do cofnięcia się w rozwoju o dekadę. W tym samym czasie państwo przeznacza ogromne środki na utrzymanie uchodźców z Ukrainy. Zasiłki, świadczenia, dopłaty i różnego rodzaju ulgi – wszystko to kosztuje miliardy. A mimo to w mediach dominuje narracja, że Polacy robią za mało. Tymczasem wielu obywateli nie dostaje żadnego wsparcia, choć sami znaleźli się w trudnej sytuacji. Dla wielu to prosta zależność – ktoś inny dostaje, a oni płacą. Pojawia się frustracja, bo realne problemy Polaków są ignorowane. Rodziny walczą o przetrwanie, a rząd zajmuje się głównie tym, jak jeszcze mocniej wesprzeć przyjezdnych. To prowadzi do podziałów, które coraz trudniej ignorować. większa pomoc dla Ukrainy? co w zamian?
większa pomoc dla Ukrainy – Wdzięczność miesza się z rozczarowaniem
Nie można zaprzeczyć, że wielu Ukraińców doceniło wsparcie ze strony Polski. Pracują, uczą się języka, integrują się z lokalną społecznością. Ale obok nich są też tacy, którzy mówią otwarcie: Polska nie robi wystarczająco dużo. W mediach społecznościowych i wywiadach pojawiają się zarzuty, że Polacy zmienili się na gorsze. Padają porównania do Rosjan, oskarżenia o zimne traktowanie, złość na sytuację na granicy. Gdy Polacy próbują mówić o własnych trudnościach, szybko spotykają się z falą krytyki. Każda próba zadbania o siebie kończy się oskarżeniami o brak empatii. Ta atmosfera zniechęca ludzi do dalszej pomocy. Coraz więcej osób czuje, że zostali wykorzystani. Przez wiele miesięcy Polacy przyjmowali obcych do domów, dzielili się jedzeniem i pieniędzmi. Teraz słyszą, że to było niewystarczające. Taki przekaz odbiera sens solidarności i odbudowuje mur między narodami, które jeszcze niedawno były sobie bardzo bliskie. większa pomocy dla Ukrainy nie ma sensu
większa pomoc dla Ukrainy – Rynek pracy nie wytrzymuje zderzenia
Ukraińcy trafili masowo na polski rynek pracy, ale wielu przedsiębiorców nie ukrywa rozczarowania. Część pracowników opuszcza stanowiska po kilku minutach, twierdząc, że zadanie ich nudzi lub nie spełnia oczekiwań. Zdarzają się osoby, które nawet nie próbują podjąć pracy. Przez firmę jednego z przedsiębiorców przewinęło się ponad 800 Ukraińców. Tylko kilkunastu nadawało się do pracy. Pozostali mieli duże wymagania i małą motywację. Tymczasem rząd oferuje im ulgi przy zakładaniu działalności. Nie muszą płacić ZUS-u przez pół roku, a niektóre pomysły zakładają nawet zwolnienie z podatku dochodowego. Te przywileje nie obowiązują polskich obywateli. Trudno zrozumieć, dlaczego rodzimy przedsiębiorca ma gorsze warunki od kogoś, kto dopiero przyjechał. Taka polityka budzi sprzeciw i rodzi pytanie, czy naprawdę traktujemy obywateli jednakowo. Bo jeśli nie, to komu tak naprawdę służy obecny system?
Przestępczość rośnie, majątek znika
Wraz z masową migracją z Ukrainy wzrosła przestępczość. Statystyki nie kłamią – Ukraińcy najczęściej łamią przepisy drogowe, prowadząc pojazdy pod wpływem alkoholu. W wielu przypadkach ignorują sądowe zakazy prowadzenia pojazdów. Dochodzi też do kradzieży i aktów agresji. Policja ma ograniczone narzędzia, a system nie nadąża za skalą zjawiska. Równocześnie dochodzi do przejęć polskich firm przez ukraiński kapitał. Przykład? Calfrost – firma z 70-letnią historią, została sprzedana. Nowy właściciel zwolnił wszystkich pracowników. Podobnie było z Ursusem. Marka, która przez dekady kojarzyła się z polskim przemysłem, trafiła w ręce obcego przedsiębiorcy. Takie sytuacje wywołują pytania o bezpieczeństwo ekonomiczne kraju. Ludzie widzą, jak znika to, co budowano przez pokolenia. Czują się bezradni i oszukani. Bo nie o taką transformację walczyli ich dziadkowie. A rząd milczy lub przekonuje, że wszystko jest w porządku.
Polska płaci, nie zyskuje nic trwałego
Polska oddała Ukrainie broń, sprzęt wojskowy i ogromne środki finansowe. Łączna pomoc przekroczyła już 100 miliardów złotych. Tymczasem nasz kraj zmaga się z rekordowym deficytem budżetowym. W przyszłym roku sięgnie on niemal 300 miliardów. To nie jest już kryzys – to długofalowa zapaść. Politycy mówią o solidarności, ale zapomnieli o inwestycjach, które mogłyby napędzać rozwój. Zamiast tego rozdali pieniądze, które miały poprawić sytuację „na chwilę”. Inflacja rośnie, ceny szaleją, a zwykły obywatel z trudem wiąże koniec z końcem. Polacy coraz rzadziej słyszą język polski na ulicach. Nie mają wpływu na to, kto trafia do kraju, i co stanie się, jeśli sytuacja polityczna się zaostrzy. A przecież pomoc miała być tymczasowa. Tymczasem wygląda na to, że zapłaciliśmy za coś, co miało przynieść stabilność, a skończyliśmy z chaosem i brakiem kontroli.