Piętnaście lat to czas, w którym dziecko dojrzewa do młodzieńca, a wspomnienie – jeśli nie karmione pamięcią – zaczyna blaknąć jak fotografia w słońcu. A jednak jest w historii narodów taka rana, która nie zabliźnia się nigdy. Taki cień, który – choć nie pada już z nieba – nadal kładzie się na sercu wspólnoty. Taka cisza, która mimo upływu czasu wciąż dźwięczy echem bólu. Dla Polski – tym cieniem, tą raną, tą ciszą – jest Smoleńsk.
10 kwietnia 2010 roku – data, której nie trzeba tłumaczyć.
O świcie, o poranku jak każdy inny, statek powietrzny Tu-154M oderwał się od płyty lotniska w Warszawie, niosąc w sobie 96 serc – serc, które biły dla Polski. Lecieli na ziemię przesiąkniętą krwią naszych oficerów pomordowanych w Katyniu – by oddać im hołd, by pokazać, że pamięć jest silniejsza niż śmierć. I właśnie tam, w mgłach smoleńskiego lasu, historia po raz kolejny wyrwała krzyk z piersi narodu.
Zginęli prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński i jego małżonka Maria – para, której historia i godność uczyniły symbolem służby publicznej. Zginął ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski – pomost między Polską wygnania a Polską odzyskaną. Zginęli parlamentarzyści wszystkich opcji – świadectwo tego, że tamtego dnia nie było podziałów. Zginęli generałowie, duchowni, profesorowie, działacze – elita państwa, która zginęła w drodze do pamięci.
Tamten poranek był jak rana zadana duszy narodu.
Ulice polskich miast zamarły. Serca zatrzymały się na ułamek sekundy. Cisza – niecodzienna, ciężka, niema – osiadła na domach i twarzach. Polacy płakali wspólnie, bez względu na poglądy, region, język codzienności. To był dzień, który złamał, ale i dzień, który zjednoczył. W bólu, refleksji. W pytaniu „dlaczego?”.
Nie gasną znicze palone pod pomnikami. Nie cichną modlitwy. Wciąż padają nazwiska – nie jak martwe litery, ale jak echo żywych historii, przerwanych, lecz nie zapomnianych. Smoleńsk to nie tylko tragedia – to testament. Testament odpowiedzialności. Testament miłości do Ojczyzny. Taki, który zobowiązuje.
Nie ma już wśród nas tych, którzy lecieli. Ale są ich słowa, ich decyzje, ich gesty. I jest ich ostatnia podróż – podróż, która mimo tragicznego końca, była podróżą sensu. Bo jechali po to, by pamiętać. By Polska pamiętała. Dziś – naszym obowiązkiem jest kontynuować tę misję.
Smoleńsk niech będzie przestrogą – ale też drogowskazem.
Bo narody, które zapominają swoich ran, ryzykują ich powtórzenie. Bo ci, którzy nie pielęgnują pamięci, grzebią własną tożsamość. A Polska – to naród pamięci. Naród, który nie pozwala, by mgła zapomnienia przesłoniła prawdę.
Cześć i chwała tym, którzy odeszli. Cześć ich pamięci – dziś, jutro, zawsze.
Ponadto przeczytaj też o: „Całują mnie po tyłku” – Trump uderza w świat, a Polska płaci cenę.
—————-
Dziękujemy że przeczytałeś ten artykuł, przygotowany przez naszą redakcję składającą się z osób z niepełnosprawnościami.
Pierwsza w UE radiowa i portalowa redakcja z niepełnosprawnościami
Ponadto prowadzimy restaurację ZDRÓWKO którą wspiera Jarosław Uściński