9 maja 1987 roku, godzina 10:17, lot 5055 linii PLL LOT wyruszył z warszawskiego lotniska Okęcie w kierunku Nowego Jorku. Był to rutynowy rejs, jak wiele innych. Na pokładzie znajdowało się 183 osób, z nadzieją na spokojną podróż przez Atlantyk. Jednakże, coś miało pójść strasznie nie tak. O 11:12 zgasła nadzieja! Katastrofa samolotu IŁ-62M 'Tadeusz Kościuszko.
O 11:12 zgasła nadzieja! Katastrofa samolotu IŁ-62M 'Tadeusz Kościuszko.
Zaledwie 23 minuty po starcie, na wysokości ponad 8 kilometrów, samolot Ił-62M „Tadeusz Kościuszko” stracił dwa z czterech silników. To zdarzenie wywołało lawinę katastrofalnych wydarzeń, które zmieniły życie wszystkich na pokładzie oraz tysięcy ludzi na ziemi.
Piloci, kapitan Zygmunt Pawlaczyk i Leopold Karcher, starali się desperacko utrzymać kontrolę nad maszyną. Ale siły losu przeciwstawiały się im z zuchwałością, która wydawała się niemal boska. Wybuchł pożar, a dekompresja w kadłubie tylko pogorszyła sytuację. W głosie kapitana Pawlaczyka, nagranym na „czarnych skrzynkach” samolotu, słychać było mieszankę zaniepokojenia i determinacji. Informując kontrolę w Warszawie o zaistniałej sytuacji, mówił: Nie wiemy, co się stało. Dwa silniki obcięło! Opuszczamy się!”
Pomimo wysiłków załogi, sytuacja tylko się pogarszała. Instalacja przeciwpożarowa zadziałała, ale nie było to wystarczające. Decyzja o przerwaniu lotu zapadła, lecz nawet ta nie okazała się być ratunkiem. Na pokładzie zapanował chaos, a kolejne eksplozje tylko zaostrzały dramat. Pełny zrzut paliwa nie był możliwy, stery wysokości przestały działać, a podwozie zostało zablokowane.
Dobranoc, do widzenia!…
Zamiast na bliższe lotnisko wojskowe w Modlinie, piloci zdecydowali się na Okęcie, licząc na szybsze ugaszenie pożaru. Obsługa lotniska była już gotowa na przyjęcie maszyny w krytycznej sytuacji. Ale los miał inny plan.
O godzinie 11:12, w chwili, gdy samolot zaczął tracić wysokość, kapitan Zygmunt Pawlaczyk wypowiedział słowa, które odbiły się echem w historii lotnictwa: „Dobranoc, do widzenia! Cześć, giniemy!” Kilka sekund później, Ił-62M „Tadeusz Kościuszko” uderzył w ziemię, kończąc życie 183 osób na pokładzie.
To, co nastąpiło, przerosło ludzkie wyobrażenie o tragedii. Mieszkańcy okolicznych miejscowości z widokiem na nisko lecący samolot nie zdawali sobie sprawy, że świadkami są ostatnich chwil życia tych na pokładzie. Gdy maszyna uderzyła w ziemię, fala uderzeniowa zmiotła wszystko na swojej drodze, wybijając okna w pobliskich domach i raniąc tych, którzy byli zbyt blisko miejsca katastrofy.
Pożar, który wybuchł po uderzeniu, palił się przez długie godziny, zasłaniając niebo czarnym dymem. Świadkowie, którzy ruszyli na ratunek, znaleźli makabryczne sceny zniszczenia, zgniecionych szczątków i płonącego lasu.
Śledztwo przeprowadzone po katastrofie wykazało, że winę za tragedię ponosiła wadliwa konstrukcja silnika. Jednakże, odpowiedzialność za ten koszmar została zrzucona na barki polskiej załogi przez stronę radziecką. Choć ustalenia komisji potwierdziły wady techniczne, napięcie polityczne z ZSRR zatruło klimat wyjaśnienia tragedii.
Pamiętamy… (*)
Dzisiaj, 37 lat po tej straszliwej katastrofie samolotu IŁ-62, wspominamy te tragiczne wydarzenia. Las Kabacki, miejsce spoczynku „Tadeusza Kościuszki”, nadal pozostaje świadectwem tamtych dramatycznych chwil. Tablica pamiątkowa i krzyż upamiętniają ofiary, a Aleja Załogi Samolotu „Kościuszko” przypomina o tym, co nigdy nie powinno się stać.
Ślady tej tragedii pozostaną w naszej pamięci na zawsze, jako przestrogę o kruchym pięknie lotnictwa i jako hołd dla tych, którzy stracili życie w imię podróży w nieznane.
Dziękujemy że przeczytałeś ten artykuł, przygotowany przez naszą redakcję składającą się z osób z niepełnosprawnościami.