Płonące samochody elektryczne wzbudzają ostatnio sporo emocji i kontrowersji, zwłaszcza w kontekście pożaru statku Fremantle Highway. Samochodowiec transportował tysiące aut, w tym także elektryczne, które wstępnie uznaje się za winowajcę pożaru. Czy słusznie? Czas pokaże. Jedno jest pewne w mediach i w sieci ponownie zawrzało.
Pożar statku Fremantle Highway
Informacja o pożarze statku Fremantle Highway pojawiła się w mediach nocą z 25 na 26 lipca. Statek pływający pod panamską banderą przewoził z Niemiec do Egiptu 3783 samochody osobowe, z czego prawie 500 to auta elektryczne. Zapalił się w okolicach wyspy Ameland. Akcja gaśnicza trwała nieprzerwanie ponad tydzień. W poniedziałek 31 lipca jednostka została odholowana w bezpieczne miejsce na Morzu Północnym, około 16 kilometrów od Ameland. Holenderskie służby oceniają sytuację jako stabilną. Statek nie tonie, a ogień został ostatecznie ugaszony. Dodatkowo jednostka cały czas pozostaje połączona z holownikiem, który ją kontroluje. Ponadto sytuacja jest ciągle monitorowana przez samoloty holenderskiej straży przybrzeżnej. Nie stawi więc już zagrożenia dla ruchu żeglugowego, wciąż jednak jest zagrożeniem dla środowiska naturalnego. I nie chodzi tu tylko o ładunek, ale przede wszystkim o około 1600 ton paliwa, które nadal znajduje się na statku.
Obecnie na frachtowcu przeprowadzana jest inspekcja i lada dzień zapewne poznamy ostateczną przyczynę pożaru. Intensywny ogień, a także gęsty dym, uniemożliwiały wcześniejsze wejście służbom ratunkowym na pokład. Jednak od samego początku za najbardziej prawdopodobny powód uznaje się wybuch akumulatora jednego z samochodów elektrycznych. Czy rzeczywiście? Czas pokaże. Szacuje się jednak, że straty poniesione w wyniku pożaru samochodowca będą ogromne.
Płonące samochody elektryczne – Allianz ostrzega przed ich transportem na pełnym morzu
Allianz, ubezpieczyciel przemysłowy, opublikował niedawno najnowsze badania, z których wynika, że transport akumulatorów litowo-jonowych (stosowanych w elektrykach) na pełnym morzu znacznie podnosi ryzyko pożarów. Akumulatory te bowiem są potencjalnie wysoce łatwopalne, zwłaszcza na kontenerowcach i transporterach samochodowych. Pożary mogą wywołać wady produkcyjne, uszkodzone ogniwa baterii, a także przeładowania lub zwarcia. Ponadto pożary te są bardzo trudne do ugaszenia. Dodatkowo istnieje spore ryzyko ponownego zapalenia się towarów, nawet po ich ugaszeniu. Eksperci wskazują, że większość statków nie jest również odpowiednio wyposażona w środki zapobiegawcze. Nie posiada także wystarczających możliwości wczesnego ostrzegania lub gaszenia pożarów na pełnym morzu. Dyrektor Niemieckiego Stowarzyszenia Ubezpieczycieli uważa, że pojazdy elektryczne nie palą się częściej niż te z silnikami spalinowymi, jednak jest znaczna różnica w ich gaszeniu. Dlatego właściciele statków muszą odpowiednio zabezpieczyć się przed zagrożeniem wynikającym z płonących samochodów elektrycznych.
Czy elektryki płoną częściej niż samochody spalinowe?
Państwowa Straż Pożarna udostępniła statystyki pożarów samochodów na 2022 rok. Według tych danych w ubiegłym roku spłonęło 8333 samochodów spalinowych i zaledwie 10 z napędem elektrycznym. Wydawać by się mogło, że to miażdżąca różnica, jednak należy wziąć pod uwagę, ile po polskich drogach jeździ jednych i drugich aut. Na koniec grudnia wyglądało to w następujący sposób:
-samochody elektryczne – 31249 sztuk;
-samochody spalinowe około 19,5 mln. sztuk.
Dysproporcje są zatem znaczne, jednak gdy przeliczymy to na procenty, okazuje się, że samochody spalinowe mimo wszystko płoną trochę częściej. Dlaczego zatem dużo więcej mówi się o płonących elektrykach, a o autach spalinowych prawie wcale? Odpowiedź jest prosta. To media napędzają temat, ponieważ jest on bardziej „klikalny” i dlatego o tym częściej się pisze. Elektryki mimo, że już od paru lat są obecne na naszych drogach, nadal wzbudzają sporo emocji i kontrowersji. Mają swoich zwolenników, ale także i przeciwników.
Płonące samochody elektryczne – jak je ugasić?
W kontekście ostatnich wydarzeń na Morzu Północnym, gdzie gaszenie płonącego statku z między innymi samochodami elektrycznymi na pokładzie zajęło ponad tydzień, rośnie obawa o trudności z ugaszeniem elektryka. Dodatkowo w mediach krąży coraz więcej filmików i zdjęć, na których widać jak długo trwa akcja gaśnicza tych samochodów. Wszystko to powoduje wiele chaosu i obaw dla posiadaczy elektryków i nie tylko. Czy rzeczywiście zatem tak trudno jest ugasić elektryka? Według danych Państwowej Straży Pożarnej średni czas działań gaśniczych w przypadku samochodów elektrycznych w 2022 roku wyniósł około 1,5 godziny. Jednak już w marcu tego roku gaszenie elektryka w miejscowości Miszewko trwało aż 21 godzin i 39 minut. Dlatego jak wynika z tych danych, trudno jednoznacznie określić czas trwania akcji gaśniczych.
Jedno jest pewne. Największą trudnością podczas gaszenia elektryków jest ogromne zapotrzebowanie na wodę, która jest niezbędna do gaszenia i chłodzenia palących się baterii. Zgodnie z procedurą Państwowej Straży Pożarnej, w przypadku niewielkiego pożaru możemy użyć gaśnic proszkowych lub pianowych pamiętając o zachowaniu bezpiecznej odległości. Inaczej wygląda to w przypadku większych pożarów. Wówczas do akcji wkraczają strażacy, którzy używają wodę, pianę sprężoną oraz proszek gaśniczy z wykorzystaniem samochodów PSP. W celu zwiększenia swojego bezpieczeństwa poza gaśnicą warto zaopatrzyć się również w samochodową płachtę gaśniczą. Wykonana jest ona z ognioodpornych materiałów, dzięki czemu jest dobrym sposobem izolacji pożaru w miejscu jego wystąpienia.
Przeczytaj także: Przekręty na “zabytkowych” tablicach rejestracyjnych