Dzisiaj o moim kolejnym samochodzie z kolekcji, czyli dużym Fiacie 125p. Dlaczego właśnie Fiat? A to proste, w latach dzieciństwa mój dziadek miał właśnie dużego fiata, pamiętam ten garaż a w nim zawsze lśniący jak nowy samochód. W zimie nigdy nie wyjeżdżał, bo oczywiście dla dziadka było nie do pomyślenia, żeby jeździł w zimie. Pamiętam taką sytuacje, jak umarł dziadek i wyjeżdżałem z garażu w deszczową pogodę, to podszedł do mnie sąsiad i mówi kiwając głową, że w taką pogodę to auto nigdy nie wyjeżdżało 🙂 W tamtych czasach, gdy nie wszyscy mieli samochód, inaczej dbało się o auto. Zresztą pewnie dużo osób pamięta czasy jak na ulicy stały trzy, cztery samochody, nie tak jak dzisiaj sto. Po śmierci dziadka Fiat został sprzedany, wtedy rynek został zalany samochodami z zagranicy i każdym myślał o nowoczesności. Zresztą pamiętam, pomimo że auto było jak nowe wcale nie było łatwo go sprzedać. Po paru latach jak Fiaty znikły już z polskich ulic, wrócił trend na dużego. Wtedy poczułem klimat lat dzieciństwa i postanowiłem poszukać takiego samego. W poszukiwaniu przejechałem połowę Polski wszędzie gdzie dzwoniłem były same igły 😉 które znikały jak przyjeżdżałem zobaczyć samochód. Pewnego dnia zadzwoniłem do pana z Łodzi, który niby wystawił ale do końca nie był przekonany o sprzedaży Fiata. Pamiętam tą trasę w niedziele rano i gdy zobaczyłem auto z daleka, już wiedziałem, że będzie moje. Samochód był w stanie niemal idealnym jak na Fiata, miał jedynie lekko uszkodzony przedni błotnik. Ale przy tych Fiatach które oglądałem wcześniej nie miało to żadnego znaczenia, środek jak nowy, przebieg niecałe 70000 km – oryginał. Pan był drugim właścicielem, wcześniej miał go tylko jakiś Pan Profesor, który bardzo mało jeździł. Trafiła mi się perełka pomyślałem. Ze sprzedaży najbardziej cieszyła się żona, pytam dlaczego? Pani mi na to: „Proszę sobie wyobrazić, jest zima a moje auto przed garażem, bo w środku stoi Fiat. Ja wstaę do pracy o 5 rano, idę odśnieżać samochód, szkrobie szyby, wchodzę do garażu, a tam pod kocami, z rękawiczkami na lusterkach stoi ten gruchot” – powiedziała pani. Uśmiechnąłem się i z przyjemnością pomogłem pani w uszczęśliwieniu jej 🙂
Droga powrotna, to spełnione marzenie. Ludzie na światłach kiwają, pokazują dzieciom pięknie lśniący samochód. Jeśli ktoś ma Fiata, to wie jak po latach takie auto się prowadzi, inaczej, jak słychać silnik, itd. Po prostu super! Po czasie jechaliśmy na Święta Wielkanocne w góry i też wpadłem na pomysł, by pojechać dużym. Powiem Wam, że to niezapomniane chwile, mega przeżycie dla mnie, żony i dzieci.
Dlatego kocham te auta i myślę ta choroba z kupowaniem i ratowaniem klasyków u mnie nigdy się nie skończy. Uważam, że te auta mają coś w sobie, mają po prostu dusze. Duży wygrał też klasyk stycznia klassikauto, zresztą nie będę Was już dalej zanudzał i sami zobaczcie czy można go kochać. Poniżej zdjęcia z opisanego wyjazdu świątecznego w góry.
Środek praktycznie nie posiada śladów użytkowania 🙂
I ten licznik hm, aż chce się jezdzić!
Jeżeli interesują Was klasyki i ich renowacja, to zapraszam na mój fanpage: Ratujemy klasyki, czy o to wlasnie chodzi?