Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia – wielki człowiek. Jeden z filarów polskiego Kościoła i polskiej wolności. Ale dlaczego akurat dziś o nim mówimy? Już wam wszystkim wyjaśniam. Otóż Prymas Tysiąclecia był wielkim fanem samochodów. W jego garażach zawsze przebywały nietuzinkowe pojazdy. Dziś chcielibyśmy przyjrzeć się bliżej jednemu z pojazdów Kardynała.
Buick Wildcat wspaniały dar.
Dzisiejszym bohaterem będzie Buick Wildcat z roku 1966. Przepiękny, potężny, luksusowy to tylko kilka cech z całej listy zalet tego wspaniałego pojazdu. Gdy pojawił się za żelazną kurtyną wzbudzał ogromne zaciekawienie wręcz można by rzecz, iż szokował innych uczestników ruchu. Wprawiał w zachwyt i osłupienie nie tylko wyglądem lecz i brzmieniem silnika. Biło w nim bowiem ogromne benzynowe serce o pojemności 6,6l. Jednostka ta generowała aż 330 koni mechanicznych oraz 583 Nm momentu obrotowego. O tyle o ile w Stanach Zjednoczonych takie parametry nikogo nie zaskakiwały to w Polsce auta takiej klasy pozostawały tylko niedoścignionym marzeniem polskich konstruktorów, a zwykły przeciętny Kowalski nawet nie marzył aby coś takiego posiadać. Skąd więc tak wyszukane, imperialistyczne auto znalazło się za żelazną kurtyną? Był to prezent dla Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Został ufundowany przez amerykańską Polonię i wysłany do Polski jako dar dla Prymasa Tysiąclecia. Lepiej chyba nie mogli trafić z prezentem. Dobrze wiedzieli co Prymas lubił najbardziej. Zawsze miał słabość do amerykańskich krążowników. Już wyobrażam sobie jego radość w momencie „rozpakowania” prezentu.
Auto było w posiadaniu Kardynała aż do końca jego dni. Prymas zmarł w 1981r i samochód właśnie wtedy został sprzedany. Trafił w okolice Rawy Mazowieckiej dokładniej do gminy Cielądz. Przez około 10 lat jeździł w tejże okolicy. Jednakże szybujące ceny paliw oraz niedostępność części zamiennych sprawiły, iż właściciel postanowił pozbyć się auta. Wybrał mogłoby się zdawać najlepszą z możliwych opcji. Chcąc zachować ten egzemplarz dla potomnych jako swego rodzaju symbol i pamiątkę po Prymasie tysiąclecia stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie oddanie pojazdu do Muzeum w Otrębusach. Otrzymał za niego równowartość ceny dwuletniego poloneza. Miał nadzieję oglądać później auto pięknie odrestaurowane zajmujące miejsce w szklanej gablocie…
Niestety to zdjęcie nie ukazuje niczego dobrego. Tak tak to to samo auto. To perełka Prymasa kawał historii motoryzacji. Miał być odrestaurowany jednakże ktoś się mocno rozmyślił i dziś auto kończy swój żywot w odmętach „muzeum „….
Nie taki powinien być jego los, nie tak dziś powinien wyglądać. No cóż takie jest życie. Szkoda tylko, że dla tego wozu tak drastycznie się ono kończy. W mojej skromnej opinii szanse na odratowanie tego egzemplarza są już raczej znikome a szkoda bo mógłby to być piękny klasyk z niesamowitą historią.
Zapraszam do czytania poprzednich artykułów POLOWANIE NA KLASYKI – WIĘCEJ NIŻ JEDEN KLASYK TO ?