Jak do tej pory w moim cyklu artykułów pojawiały się auta, a nawet jeden motorower osób z całej Polski. Szukając materiału na dzisiejszy artykuł do głowy wskoczyła mi pewna myśl. Dlaczego mam się zastanawiać i męczyć nad szukaniem materiału skoro mam go przed nosem. W końcu posiadam parę klasyków. Tak więc padło na sprzęt na którym uczyłem się jeździć czyli moją WSK.
WSK jest z nami od zawsze. W rodzinie od nowości. Pierwszym właścicielem był brat mojego dziadka, który to był komendantem Milicji i dostał motocykl jako środek transportu do pracy. Jako, że fascynatem dwóch kółek nigdy nie był to i motocykl kurzył się w garażu. Pod koniec lat 80 WSK trafiła w ręce mojego taty, który też zbyt dużo się nią nie poruszał. Swój wkład w jej historię motocykla ma również mój brat cioteczny dużo starszy niż ja, który to za młodych lat przyjeżdżając do mojego taty na wakacje jak sam dziś wspomina uczył się jeździć jak prawdziwy żużlowiec. Oczywiście odcisnęło się to znakami na lakierze i kondycji mechanicznej motocykla.
Następnie motocykl na 15 lat trafił pod szopę. Gdzie się wspaniale kurzył pośród innych gratów. Co jakiś czas aby zapobiec zastaniu się elementów silnika tata próbował go odpalić niestety bezskutecznie. Lata mijały ja troszeczkę podrosłem i zacząłem namawiać wszystkich żeby ktoś mi w końcu wyciągnął ten motocykl z tej szopy. Udało się po wielu namowach WSK po 15 latach opuściła garaż i w ciągu dwóch dni została uruchomiona.
Gdy zaczynałem nią jeździć miałem 10 lat ledwo co sięgałem nogami do ziemi siedząc na niej. Nie miałem w niej nic. Nie było świateł, hamulców, nawet opony są oryginalne z 1979 roku. I tak już nią jeżdżę 8 lat teraz stoi i się kurzy dłuższy czas w garażu.
Pewnie zapytacie jakie mam plany co do niej. Otóż planuję przeprowadzić jej generalny remont ponieważ motocykl pozostanie w rodzinie do końca. Chciałbym również aby była zarejestrowana jako zabytek ale to już pracujemy nad tym. Dziękuję za uwagę i zapraszam do czytania poprzednich artykułów Polowanie na klasyki – Seat 850.