Lexus LS 400 miał być mocnym pstryczkiem, który Japończycy wymierzą w nos niemieckiej klasy premium. Plan był ambitny, a jak wypadł od strony realizacji?
Druga połowa lat 80. nie była dobrym czasem dla osób szukających dużego sedana klasy premium. Hermetyczny rynek był zdominowany przez trzy marki. Mowa o Jaguarze, Mercedesie i BMW. Audi robiło wówczas dopiero pierwsze nieśmiałe przymiarki do segmentu F i tak naprawdę nie liczyło się w rywalizacji. Rolls-Royce w parze z Bentleyem od zawsze grali w innej kategorii (także w ujęciu cenowym), zatem zamożni dyrektorzy i prezesi nie mieli zbyt dużego wyboru. Powiew świeżości wprowadzili dopiero Japończycy, gdy w 1989 roku zaprezentowali światu samochód, który po latach został uznany za jeden z najdoskonalszych tworów motoryzacji – Lexus LS 400.
Lexus LS 400 miał być piekielnie ostrą kataną, którą Toyota przetnie w pół niemiecką i angielską konkurencję. Plan został zrealizowany celująco. Nowa limuzyna na nowo zdefiniowała pojęcie dużego japońskiego sedana, a jej premiera to bez cienia wątpliwości jeden z najistotniejszych momentów w dziejach koncernu.
Lexus LS 400 – projekt pochłonął górę pieniędzy
Przekroczenie progu segmentu F nie było spontanicznym ruchem wykonanym przez nadgorliwych włodarzy Toyoty, co to, to nie. Eiji Toyoda doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli Japonia ma ograć starych wyjadaczy na ich własnym podwórku, musi zaprezentować produkt dopracowany w każdym calu, który będzie stanowił odpowiedź na wszystkie potrzeby przedstawiane przez majętną klientelę. Rzecz w tym, że Toyota na rynku motoryzacyjnym była postrzegana tak samo jak w świecie zegarków postrzegane było Seiko – jako marka sygnująco solidne i niezawodne produkty, które jednak nie mają w sobie nawet odrobiny prestiżu. Było jasne, że jeżeli nowa limuzyna ma zdobyć uznanie także poza Krajem Kwitnącej Wiśni, musi zadebiutować pod nowym logo.
Prace nad projektem kryjącym się pod kryptonimem F1 rozpoczęły się w 1983 roku. Ambitny plan pokonania doświadczonej konkurencji wymagał podjęcia bardzo stanowczych kroków. W rezultacie zarząd Toyoty nie ograniczył budżetu projektu, każdy wydatek miał z góry ustalone zielone światło. Nad luksusowym sedanem pracował sztab, który liczył aż 3900 ekspertów. W toku prac projektowych zbudowano 450 prototypów nadwozia i 900 prototypowych jednostek napędowych. Dystans testowy (realizowany w najróżniejszych warunkach klimatycznych) liczył 2,7 miliona kilometrów. To się nazywa skrupulatne podejście do wykonywanej pracy!
Finalnie projekt pochłonął niemal miliard dolarów. Nie należy jednak rozpatrywać tej kwoty w kategoriach wydatku poniesionego na opracowanie jednego samochodu. LS 400 był pierwszym zaprojektowanym od podstaw Lexusem, można zatem powiedzieć, że koszt związany z projektem F1 był inwestycją w renomę całej wschodzącej marki.
Lexus LS 400, czyli limuzyna made in Japan
Gotowy produkt zaprezentowano światu w 1989 roku, podczas salonu samochodowego w Detroit. Nadwozie luksusowej limuzyny było utrzymane w dość konserwatywnym stylu, jednak czy można to uznać za wadę? Nie, bowiem właśnie tego oczekiwali klienci, dla których samochód miał być przede wszystkim podkreśleniem statusu społecznego i majątkowego. Mimo klasycznej linii trójbryłowego nadwozia, projektantom udało się uniknąć efektu ociężałości. Dopracowana w tunelu aerodynamicznym sylwetka (Cx=0,29) prezentuje się dość lekko i zgrabnie ukrywa gabaryty auta, a te nie są małe. Lexus LS 400 mierzy 5005 mm długości i 1830 mm szerokości. Japończyk nieznacznie ustąpił Mercedesowi W126, ale jest większy niż BMW E32 (w wersji krótkiej). Podobnie przedstawiała się kwestia przestrzeni wewnątrz kabiny.