Choć Honda NSX pierwszej generacji liczy sobie już XX lat, do dziś zachwyca sportową linią nadwozia, wybitnymi osiągami i przede wszystkim fenomenalnymi własnościami trakcyjnymi. Japoński pocisk jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych maszyn sportowych i trzeba przyznać, że w pełni zasłużył sobie na status legendy.
W Kraju Kwitnącej Wiśni powstało wiele maszyn o wybitnych osiągach, jednak tylko jedna została ochrzczona przydomkiem japońskiego Ferrari. Honda NSX nigdy nie była najmocniejszym i najszybszym przedstawicielem swojego segmentu, a mimo to zdołała zdystansować krajową konkurencję. Nie można jednak powiedzieć, że japoński supercar brylował wyłącznie na własnym podwórku. Nissan, Toyota, Mitsubishi – każdy z tych producentów miał wówczas w swojej ofercie maszynę, która miała ambicję rywalizować z najlepszymi. Ta sztuka udała się wyłącznie Hondzie i nie ma w tym nic dziwnego – za modelem NSX stoi nazwisko kierowcy, który przez wielu uważany jest za najwybitniejszego wirtuoza w historii sportów motorowych.
Honda NSX – wyprzedzić Niemców i Włochów
W latach 80. Honda słynęła przede wszystkim z produkcji aut kompaktowych, które mimo wielu oczywistych zalet, nigdy nie miały szans na uzyskanie statusu obiektu westchnień fanów motoryzacji. Czy zatem firma skupiona wokół popularnych segmentów miała szansę zaistnieć w kanonie producentów aut supersportowych? Logika podpowiadała, że taki pomysł z góry skazany jest na porażkę, jednak japońska marka kryła w rękawie nie tyle asa, co jokera.
Pomysł stworzenia maszyny, która swoimi osiągami i właściwościami jezdnymi mogłaby utrzeć nosa największym ikonom świata motoryzacji, narodził się już w 1984 roku, kiedy Japończycy zaprezentowali koncepcyjny model HP-X – Honda Pininfarina eXperimental. Kosmiczna sylwetka maszyny z centralnie umieszczonym silnikiem nie wróżyła mu szans na produkcję seryjną, jednak niezwykły koncept jednoznacznie sugerował, że japoński producent szykuje się do szturmu na klasę aut supersportowych.
Największą bolączką Hondy był w tamtym czasie… wizerunek. Do Japończyków przylgnęła łatka producenta samochodów popularnych, co mogło stanowić istotną przeszkodę w podboju nowego segmentu. Aut supersportowych nie kupowało się wówczas (zresztą podobnie jak dzisiaj) wyłącznie dla ich osiągów. Jako symbol statusu majątkowego, miały działać podobnie jak pawi ogon – zwracać uwagę. Wierzgający koń i szarżujący byk działały na wyobraźnie jak nic innego, czy zatem producent konkurenta VW Golfa mógł odnaleźć się w tak zacnym gronie? A i owszem!
Honda miała już za sobą ogromne doświadczenie jako dostawca silników dla zespołu McLarena, co samo w sobie stanowiło dla tego projektu ogromną wartość dodaną. Należy też zaznaczyć, że w pracach nad samochodem uczestniczył nie kto inny, jak sam Ayrton Senna. Brazylijski mistrz został zaproszony do testów na torze Suzuka. Kilka okrążeń za kierownicą NSX-a pozwoliło obnażyć największą słabość wersji przedprodukcyjnej – zbyt mała sztywność skrętną nadwozia. Japońscy inżynierowie wzięli sobie do serca wskazówki mistrza, bowiem wersja sprzedażowa mogła pochwalić się nadwoziem sztywniejszym o 50 procent!
Honda NSX – idealna harmonia piękna i technologii
Kolejnym atutem japońskiego supersamochodu miała być stylistyka. Za design nadwozia odpowiedzialni byli eksperci ze studia Pininfarina. Efekt? Zachwycająca sylwetka o proporcjach charakterystycznych dla maszyn z centralnie umieszczonym silnikiem. Duża powierzchnia przeszklona, charakterystyczne wloty powietrza i krótki przedni zwis to smaczki, które wyraźnie sugerowały, że w tej Hondzie drzemią ogromne pokłady sportowej agresji.