Na kształt historii motoryzacji wpłynęło wiele przełomowych modeli. Kiedy w 1974 roku zadebiutował niemiecki kompakt, nikt nie przypuszczał, że jedna z wersji miejskiego wozidełka stworzy zupełnie nowy segment, który będzie stawiał przede wszystkim na radość z jazdy. Oto Volkswagen Golf GTI, jedna z najbardziej niezwykłych maszyn w historii.
Samochody kompaktowe powinny spełniać trzy założenia – muszą odznaczać się niewygórowaną ceną zakupu, praktycznym nadwoziem i wnętrzem oraz zapewniać przyzwoite koszty eksploatacyjne. Czy wszystkie powyższe cechy można przenieść do klasy samochodów sportowych? Choć taki pomysł wydaje się być niedorzeczny, to już 42 lata temu Volkswagen udowodnił, że połączenie wody z ogniem może przynieść zaskakująco dobre rezultaty. Golf GTI pierwszej generacji był prekursorem wszystkich współczesnych hot hatchy, czyli prawdziwie sportowych maszyn w praktycznych nadwoziach, które na torze są w stanie rozstawiać po kątach wielu reprezentantów znacznie droższych segmentów, a na co dzień zachowują wszystkie cechy definiujące użyteczność klasy kompakt.
Golf GTI był projektowany „po godzinach”
Na temat powstania kultowej maszyny spod znaku Volkswagena krąży wiele legend. Jedna z nich mówi, że Golf GTI był projektowany po godzinach i w ścisłej tajemnicy przed zarządem Volkswagena. Pomysłodawcą sportowego modelu z napędem na przednią oś miał być Alfons Löwenberg – inżynier ds. badań. Löwenberg uznał, że taka maszyna przyciągnie do marki zupełnie nowych klientów. Rzecz w tym, że projekt następcy kultowego Garbusa pochłonął ogromne środki, a należy wyraźnie zaznaczyć, że pierwsza połowa lat 70 nie była dla Volkswagena szczególnie łaskawa.
Prawdopodobnie z tego właśnie powodu tajny projekt nie wzbudził szczególnego entuzjazmu wśród załogi. Sportowy Golf zainteresował jednak Herberta Horntricha, eksperta od zawieszeń, oraz Hermanna Hablitzela, stojącego na czele działu rozwoju. Mułem badawczym był prototyp Scirocco, który został zaopatrzony w niższe i sztywniejsze zawieszenie, silnik wzmocniony do 100 KM i w sportowy wydech. Pojazd był jednak zbyt krzykliwy, co mijało się z ideą projektu. Zarządowi przedstawiono „wygładzoną” wersję, jednak ze względu na zbyt wysokie koszty, projekt otrzymał czerwone światło.
Prototyp na bazie Scirocco przetrwał i oficjalnie służył do testów zawieszeń. W ścisłej tajemnicy nadal jednak rozwijano koncepcję sportowego Golfa. Kolejna prezentacja miała miejsce wiosną 1975 roku. Niedługo później zespół otrzymał polecenie doprowadzenia projektu do końca. Sportowy Golf miał być gwiazdą targów IAA we Frankfurcie. Klienci byli zachwyceni nową maszyną, a ilość złożonych zamówień znacząco przewyższyła oczekiwany poziom.
Golf GTI, czyli diabeł tkwi w szczegółach
Na pierwszy rzut oka nie jest łatwo odróżnić sportową wersję od jej cywilnych braci. Przedni zderzak charakteryzuje się przemodelowanym, dość agresywnym spojlerem. Grill został podkreślony czerwoną ramką. W poszerzone za pomocą plastikowych nakładek nadkola wpasowane zostały koła o rozmiarze 175/70 R13. We wnętrzu zagościły profilowane fotele, obite tapicerką w szkocką kratkę, czarna podsufitka i gałka dźwigni zmiany biegów stylizowana na piłeczkę golfową. Skromnie? Owszem, ale właśnie taki cel przyświecał projektantom – stworzyć nieskomplikowany i nierzucający się w oczy samochód, który zapewni maksimum radości z jazdy. Dokładka zderzaka, plastiki na nadkolach i kilka zmian we wnętrzu wystarczyły, aby nadać małemu Golfowi nieco bardziej agresywny charakter, który jednak wciąż nie przekreślał dyskretnej linii kompaktowego nadwozia. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a wielu z nich nie widać na pierwszy rzut oka.