Zamach na Hitlera w Warszawie 5.10.1939 mógł zmienić losy wojny. Powojenne losy płk. Franciszka Niepokólczyckiego kierującego zamachem.

Zamach na Hitlera w Warszawie mógł zmienić losy wojny, podczas defilady w Alejach Ujazdowskich czekało pół tony ładunków wybuchowych, powojenne losy płk. Franciszka Niepokólczyckiego

522

Radio Bezpieczna Podróż online!

Słuchaj muzyki, rozmów oraz najnowszych serwisów informacyjnych. Możesz słuchać nas na wszystkich urządzeniach.

komunistyczny proces krakowski - płk Niepokólczycki miał przeprowadzić zamach na Hitlera 5.10.1939, Zamach na Hitlera w Warszawie mógł zmienić losy wojny
komunistyczny proces krakowski - płk Niepokólczycki miał przeprowadzić zamach na Hitlera 5.10.1939, Zamach na Hitlera w Warszawie mógł zmienić losy wojny

5 października 1939 roku przez Warszawę przedefilowały wojska Wehrmachtu, tego dnia miał zostać wykonany zamach na Hitlera. Na Führera czekało pół tony ładunków wybuchowych które miały eksplodować kiedy w pobliżu przejeżdżał wódz III Rzeszy. Nie mógł wiedzieć, że polscy saperzy zastawili na niego śmiertelną pułapkę. Gdyby ich plan się powiódł, losy świata mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.

Hitler przybył do Warszawy dwa dni po tym, jak do miasta wkroczyli żołnierze Wehrmachtu. 2 października skapitulował Hel, a bitwa pod Kockiem dobiegała końca. Mógł w końcu ogłosić tryumf w swoim stylu, z trybuny przed maszerującymi oddziałami, co potrafił doskonale robić po poprzednich podbojach.

Hitler przybył specjalnym samolotem na lotnisko Okęcie dwa dni po tym, jak do miasta wkroczyli żołnierze Wehrmachtu. Tu witali go najwyżsi oficerowie  Wehrmachtu, z gen. Johannesem Blaskowitzem, dowódcą wojsk na czele. Przygotowano wielką defiladę, którą nagrywała Leni Riefenstahl, a osobisty fotograf Hitlera, Hugon Jäger robił zdjęcia. Trasa przejazdu przebiegająca przez centrum miasta została oczyszczona, a polska ludność wysiedlono lub zamknięto w mieszkaniach. Na ulicach pojawiło sią za to mnóstwo niemieckich patroli.

Zamach na Hitlera – pośpiech niemców naszym sprzymierzeńcem

płk. Franciszek Niepokólczycki planowany zamach na Hitlera w Warszawie 5.10.1939, skazany przez komunistów na trzykrotny wyrok śmierci, zamieniony na dożywocie
płk. Franciszek Niepokólczycki planowany zamach na Hitlera w Warszawie 5.10.1939, skazany przez komunistów na trzykrotny wyrok śmierci, zamieniony na dożywocie

Prawdopodobnie pośpiech Niemców spowodował to, że nikt nie zauważył ukrytych pod dwoma gruzowiskami ładunków wybuchowych. Nie dostrzeżono również zamachowców ukrywających się w piwnicach „Cafe Clubu” na rogu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu.

,Przebieg przygotowań do akcji znany jest tylko z relacji uczestników gdyż była głęboko zakonspirowana. zakonspirowana, nie zachowały się także żadne dokumenty z epoki dotyczące zamachu. Major Niepokólczycki zleca przewiezienie konnymi wozami trotylu. Wiadomo że materiały wybuchowe zostały dostarczone na miejsce 25 września przez por. Dominika Żelazko, wcześniej niesłusznie oskarżonego o dezercję. Porucznik otrzymał wybór, stanąć przed sądem wojennym lub podjąć się misji przetransportowania wozami konnymi trotylu z ul. Burakowskiej na róg Książęcej i Rozbrat. Trasę pokonywano przez wiele godzin, gdyż tego dnia Niemcy zorganizowali nalot dywanowy na Warszawę, tzw. czarny poniedziałek. Od siódmej rano na Warszawę zrzucono ponad 600 ton bomb z 400 samolotów. Zadanie przerodziło się zatem w misję samobójczą, na szczęście żadna z bomb nie uderzyła w transport z materiałami wybuchowymi. Przez całą drogę Żelazko kazał swoim żołnierzom odmawiać na głos modlitwy. W wyniku nalotu zginęło prawie 10 tysięcy osób, a 35 tys. zostało rannych.

Materiały wybuchowe podzielono na dwa ładunki po 250 kilogramów każdy. Pierwszy z nich umieszczono pod budynkiem Banku Gospodarstwa Krajowego, drugi naprzeciwko w wykopanych rowach, następnie skrzynie z trotylem zakamuflowano gruzami. Defilada Adolfa Hitlera musiała przejechać w tym miejscu 5 października 1939 roku. Niemieccy żołnierze stali na trasie przejazdu co dwa metry, na dachach rozstawiono karabiny maszynowe.

Wykonawcami zamachu byli por. Franciszek Unterberger, kpt. Edward Brudnicki oraz por. rezerwy Czesław Sawicki należący do 60. batalionu saperskiego, którego dowódcą był Franciszek Niepokólczycki.

Jeżeli chodzi o datę podłożenia ładunku, to wiele wskazuje że miało to miejsce przed wkroczeniem Niemców do miasta. Między podpisaniem aktu kapitulacji 28 września, a wejściem Wehrmachtu do Warszawy minęły trzy dni. Był to jeden z warunków poddania miasta.

– Niemcom śpieszno było do Warszawy, bo mieli na karku Hitlera. Musiałem ich przyhamować. Zażądałem trzech dni na odminowanie i oczyszczenie jednej linii komunikacyjnej poprzez Warszawę, poprzez Most Poniatowskiego, na Pragę – wspominał na antenie Radia Wolna Europa negocjujący warunki kapitulacji Aleksander Pragłowski.

Zamach na Hitlera 5.10.1939. Adolf Hitler pozdrawia maszerujący oddział niemieckiej piechoty podczas defilady w Alejach Ujazdowskich, 5 października 1939 r. Foto AIPN
Zamach na Hitlera 5.10.1939. Adolf Hitler pozdrawia maszerujący oddział niemieckiej piechoty podczas defilady w Alejach Ujazdowskich, 5 października 1939 r. Foto AIPN

Być może dowództwo obrony stolicy, w którym był Pragłowski, oraz Michał Tokarzewski-Karaszewicz, który stworzył niebawem konspiracyjną Służbę Zwycięstwu Polski, wybrali tę arterię dzięki czemu, zmuszając Hitlera do przejazdu trasą z podłożonym ładunkiem. Rozminowanie mogło stanowić zasłonę do zaplanowania i podłożenia ładunków w miejscu przejazdu Hitlera.

Zamach na Hitlera wspomina generał Michał Tokarzewski-Karaszewicz w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.

– Major Franciszek Niepokólczycki objął w Służbie Zwycięstwu Polski kierownictwo dywersji i sabotażu. Jeszcze 27 września kazałem mu przygotować zamach na Hitlera. Major, jako saper, miał w ramach pracy załogi Warszawy przed jej poddaniem odgruzować odcinek komunikacji na skrzyżowaniu Nowego Świata z Alejami Jerozolimskimi – wspominał gen. Tokarzewski-Karaszewicz. Na początku wojny Hitler chętnie objeżdżał zajęte tereny. Wiedząc o tym i znając zamiłowanie wodza III Rzeszy na wystąpienia publiczne można było przypuszczać że będzie tak też i tym razem upokarzając Warszawę.

Adolf Hitler podczas przejazdu przez Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego przed Pałacem Saskim, 5 października 1939 r. Foto AIPN; Zamach na Hitlera 5.10.1939.
Adolf Hitler podczas przejazdu przez Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego przed Pałacem Saskim, 5 października 1939 roku, tego dnia miał nastąpić zamach na Hitlera. Foto AIPN

Dlaczego Hitler nie zginął?

Hans Gisevius, oficer Abwehry i podwójny agent, powiedział kiedyś, że nad Hitlerem czuwa diabeł stróż. Fuhrer przeżył kilka zamachów na swoje życie. Większość z nich nie doszła do skutku w wyniku na splotu różnych niesprzyjających okoliczności. Tak było również w Warszawie.

Defilada przeszła Alejami Ujazdowskimi, a Hitler przyjmował ją z trybuny honorowej na wysokości ul. Chopina.

„Warszawiacy stali na chodnikach w milczeniu, a ulicą ciągnął nieprzerwany potok ludzi, maszyn i koni. Żołnierze wygoleni, butni, jechali na samochodach, inni siedzieli na wypasionych koniach, ciągnących działa, moździerze i cekaemy. Czołgi ciężkie i lekkie jechały ze zgrzytem gąsienic. Na chodnikach panowała przeraźliwa cisza” – wspominał Józef Małgorzewski, spiker Polskiego Radia.

Po przyjęciu defilady w Alejach Ujazdowskich Hitler wyruszył w kierunku placu Piłsudskiego. Jechał wielkim mercedesem kabrioletem, z siedzenia kierowcy pozdrawiając nazistowskim gestem pozdrawiając niemieckich mieszkańców Warszawy i żołnierzy. Droga zgodnie z przewidywaniami prowadziła wprost na pół tony ładunków wybuchowych i zamachowców ukrytych w „Cafe Club”.

Swoją wersję tego że Hitler przeżył tak opisywał Jan Nowak-Jeziorański:

„Tokarzewski tłumaczył mi po wojnie, że nie miał jeszcze wtedy żadnego wywiadu i że defilada zaskoczyła zamachowców. Niepokólczycki nie dostał się tego ranka na miejsce, bo Niemcy zamknęli dostęp do ulic, którymi miał przejechać Hitler. Oficer obecny na miejscu otrzymał wprawdzie rozkaz działania na własną rękę, ale tylko w wypadku, jeśli nie będzie cienia wątpliwości, że widzi przed sobą samego Hitlera. Stawka była za wielka, by można było pozwolić sobie na pomyłkę. Nie wiedząc, kto przyjmował defiladę: Hitler czy Blaskowitz albo Brauchitsch, zawahał się i nie dał znaku do odpalenia detonatora w chwili, gdy korowód aut przemknął mu przed nosem”.

Zamach na Hitlera, a ofiary ze strony polskiej

Dokonując zamachu oficer ponosił odpowiedzialność za śmierć przywódcy III Rzeszy, ale również za życie czterystu warszawiaków i dwunastu członków Komitetu Obywatelskiego zamkniętych jako zakładnicy w ratuszu. Wszyscy zostali oni zatrzymani jako zabezpieczenie przed aktami sabotażu.

Zakładnicy w Pałacu Blanka w Warszawie zatrzymani przez Niemców na czas defilady wśród nich prezydent Warszawy Stefan Starzyński. Foto ze zbiorów AIPN; Oni mieli zginąć gdyby miał miejsce zamach na Hitlera.
Zakładnicy w Pałacu Blanka w Warszawie, zatrzymani przez Niemców na czas defilady. Wśród nich prezydent Warszawy Stefan Starzyński. Oni mieli zginąć gdyby miał miejsce zamach na Hitlera. Foto ze zbiorów AIPN

Zakładnicy w Pałacu Blanka w Warszawie zatrzymani przez Niemców na czas defilady. Siedzą od lewej: senator RP Artur Śliwiński, senator RP Zdzisław Lubomirski, senator RP Ludwik Evert, radny Teofil Witold Staniszkis. Stoją od lewej: radny Abraham Gepner, działacz PPS Władysław Baranowski, ksiądz Henryk Hilchen, Antoni Baryka, poseł RP Antoni Snopczyński, prezydent Warszawy Stefan Starzyński, Szmul Zygielbojm, Czesław Klarner, poseł RP Franciszek Urbański.

Niestety Hitler przejechał bezpiecznie, obejrzał Belweder, wsiadł w samolot i wrócił do Berlina. To była jego jedyna wizyta w Warszawie. Na szczęście saperom Polskiego Państwa Podziemnego udało się bezpiecznie rozminować skrzyżowanie.

„Trudno dziś zgadnąć, jak potoczyłaby się wojna, gdyby nie ta jedna sekunda wahania. Pewne jest tylko, że gdyby Hitler z całym otoczeniem zginął w tym momencie, Niemcy wyładowaliby całą furię na bezbronnej ludności Warszawy i pokonanego kraju. Trudno sobie wyobrazić rozmiary masakry, od której dzielił jeden ruch ręki” – pisał Jan Nowak-Jeziorański.

Poczet wielkich Polaków: Płk Franciszek Niepokólczycki

płk. Franciszek Niepokólczycki skazany przez komunistów na trzykrotny wyrok śmierci, zamieniony na dożywocie, dowódca zamach na Hitlera
płk. Franciszek Niepokólczycki dowódca planowanego zamachu na Hitlera w Warszawie 5.10.1939, skazany przez komunistów na trzykrotny wyrok śmierci, zamieniony na dożywocie

Zamach na Hitlera – Powojenne losy płk. Franciszka Niepokólczyckiego kierującego zamachem – komuna nie wybacza bohaterom

Pułkownik Franciszek Niepokólczycki po wojnie został aresztowany 22 października 1946 roku i był oskarżony w największym i najgłośniejszym procesie pokazowym w Krakowie. Proces toczył się przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie. Była to rozprawa przeciwko Franciszkowi Niepokólczyckiemu, Stanisławowi Mierzwie i ich współpracownikom (11 sierpnia – 10 września 1947). Tzw. proces krakowski służył skompromitowaniu podziemia niepodległościowego i pokazaniu jego związków z PSL. Rok 1947 był tym w którym komuniści przeprowadzali akcję ostatecznego przejęcia władzy w kraju. Po sfałszowaniu referendum w czerwcu 1946 i wyborach z 19 stycznia 1947 roku kontynuowali represjonowanie ugrupowań opozycyjnych. Były to działający jawnie PSL i konspiracyjną organizację poakowską – Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”.

Proces krakowski to bez wątpienia jedno z kluczowych przedsięwzięć, które miały skompromitować w oczach społeczeństwa oba te ugrupowania. W przyszłości był pretekstem do zwiększenia ataków na PSL i prezesa Stanisława Mikołajczyka. Na ławie oskarżonych zasiedli działacze Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, wśród nich prezes II Zarządu Głównego płk. Franciszek Niepokólczycki oraz członkowie PSL, ze Stanisławem Mierzwą, wiceprezesem Zarządu Wojewódzkiego w Krakowie – sądzonym wcześniej w procesie szesnastu przywódców polskiego państwa podziemnego w Moskwie. Działaczy WiN oskarżano o działalność wywiadowczą na rzecz obcych mocarstw także o terroryzowanie członków PPR, PSL-owi zarzucano współpracę z nielegalnym podziemiem. Przebieg rozprawy i wyrok, był właściwie potwierdzeniem zarzutów z aktu oskarżenia. Swoją cegiełkę dołożyła również prasa, w tytułach podkreślających łączność PSL z podziemiem, „watażką” Andersem i obcymi agenturami. Propaganda dowodziła że podziemie jest wrogiem nie tylko rządu, ale też całego narodu i musi być unieszkodliwione.

Po przeszło miesiącu, w czasie którego sąd zebrał się dziewiętnaście razy, 10 września 1947 r. ogłoszono wyrok.

Bandyci w togach – Sąd, w składzie: przewodniczący – Romuald Klimowiecki oraz ławnicy: Józef Małachowski i Jan Zabłocki, skazał osiem osób na karę śmierci, osiem na długoletnie więzienie, a jedną osobę uniewinnił.

Franciszek Niepokólczycki otrzymuje wyrok skazania na dwukrotną karę śmierci zmienioną na dożywocie. Pułkownik był więziony we Wronkach i w Szczecinie. Odmawiał pisania próśb o łaskę, zakazał również swej żonie Annie podobnych starań. W opinii z więzienia we Wronkach w 1957 r. zapisano:

„W rozmowach z przełożonymi oficjalnie demonstrował, że nigdy nie zwróci się do władz polskich o jakąkolwiek ulgę, jak również nie pozwalał tego robić swej rodzinie – w tym to wypadku wykazywał negatywny stosunek do władz i urzędów”.

Jeden z donosicieli ulokowanych wokół niego pisał w 1959 r., że „zaproponowano mu wcześniejsze wyjście z więzienia, ale on odmówił. Mówił, że póki inni jego podkomendni siedzą, on nie może korzystać z propozycji”. Został zwolniony z komunistycznego więzienia na fali politycznej „odwilży” 22 grudnia 1956 r. Jego bliski znajomy stwierdził, że wyszedł „wycieńczony szkielet”, schorowany przez kilka lat musiał poruszać się o lasce.

Zamieszkał w podwarszawskim Milanówku, następnie w Brwinowie i jak wielu żołnierzy AK, a tym bardziej WiN miał olbrzymie problemy ze znalezieniem pracy.

Franciszek Niepokólczycki zmarł 11 czerwca 1974 roku w Warszawie, mając niespełna 74 lata.

Został pochowany w Brwinowie pod Pruszkowem. W pogrzebie obok oficerów i żołnierzy AK oraz działaczy WiN uczestniczyli przyjaciele-konfidenci i funkcjonariusze SB – dostrzegający zagrożenie dla systemu w schorowanym, ale wciąż niezłomnym oficerze.

Do końca życia starał się dawać przykład postawą, dbając zarazem o etos Armii Krajowej.

Jeden z konfidentów pisał o nim:

„stara się na słuchaczu wywrzeć opinię człowieka twardego, bezkompromisowego, idącego prostą drogą, drogą, jak sam się wyraził, »honoru Polaka prawdziwego«”.

Czytaj również Historia pewnego plakatu 1 sierpnia godzina 17.00

Sędziowie i prokuratorzy aparatu represji w Polsce (1944–1956)

Razem przeciwko Polsce. Układy niemiecko-sowieckie z 1939 r. [DYSKUSJA]

przeczytaj jak bezpiecznie przewozić psa

Wspomoż fundację - Przekaż 1.5% podatku

Jesteśmy medium składającym się z osób z niepełnosprawnościami. Jeśli czytasz nasze wiadomości i podoba Ci się nasza praca to zostań naszym czytelnikiem.

Jak widzisz na naszym portalu nie ma żadnych reklam. Jest to możliwe dzięki takim jak TY.

  • Nr. rach. bankowego: 02 1750 0012 0000 0000 3991 4597
  • KRS: 0000406931
  • NIP: 5361910140

Przekaż nam swoje 1,5% a dzięki temu nadal nie będziemy zamieszczać reklam a TY będziesz czytał czysty tekst mając świadomość że przyczyniłeś się do jego napisania.

Brak postów do wyświetlenia