W dzieciństwie ojczym znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Kiedy miała osiem lat prosiła Boga, by zabrał ją z tego świata. Róża Kozakowska mimo wielu przeciwności nigdy nie zamierzała się poddać. Dziś z dumą opowiada o tym, jak pasja do sportu ukształtowała ją jako człowieka.
Róża Kozakowska – makabryczne dzieciństwo
Róża Kozakowska jest m.in. mistrzynią paraolimpijską oraz rekordzistką świata w rzucie maczugą. Jej droga do sportowych sukcesów i wysłuchania Mazurka Dąbrowskiego była bardzo kręta. Wychowywała się w patologicznej rodzinie, w domu bez ogrzewania. Każdego dnia musiała stawiać czoła ojczymowi, który był dla niej prawdziwym katem. Jak sama przyznaje, to w pewnym sensie dzięki niemu jest dziś tak wysportowana. Wielokrotnie na potwornym mrozie, w samych rajstopach, uciekając przed nim, musiała przeskakiwać przez wszystko, co napotkała na swojej drodze. Niekiedy jej się to nie udawało, wówczas później często leżała w kałuży krwi. Ojczym potrafił łapać ja na włosy i bić jej głową z całych sił o ścianę. Kiedyś, gdy wróciła do domu z pucharem zamiast gratulacji wbił jej siekierę w kolano. Koniecznie chciał, żeby przestała chodzić, stale powtarzając, że nie ma prawa żyć. Obecnie mężczyzna przebywa w więzieniu, niebawem jednak ma opuścić zakład karny.
Róża Kozakowska – sport, który okazał się wybawieniem
Jak wielokrotnie później przyznała, w ciężkich chwilach pomogła jej wiara w Boga oraz dobrzy ludzie, których spotkała. Od czwartego roku życia marzyła również o tym, by zdobyć medal olimpijski. W przeszłości sportsmenka zapowiadała się na świetną sprinterkę, jednak plany pokrzyżowała choroba, z którą zmaga się do dziś – neuroborelioza stawowo-mózgowa. Dolegliwość zaatakowała układ nerwowy Róży po ukąszeniu przez kleszcza. Różę Kozakowską odkrył trener Wojciech Kikowski. Początkowo sportsmenka była klasyfikowana w grupie T38 dla najmniej poszkodowanych. Zaczęła osiągać doskonałe wyniku w skoku w dal. W 2019 roku zajęła czwarte miejsce na swoich pierwszych Mistrzostwach Świata w Dubaju. Niestety w czasie pandemii choroba zaatakowała kolejny raz. W efekcie Róża przestała chodzić i musiała porzucić skok w dal. Ani na moment jednak nie pomyślała, by rzucić sport, choć zmiana dyscypliny była dla niej ogromnym wyzwaniem. Trener Piotr Kuczek początkowo namawiał ją na pchnięcie kulą.
Róża Kozakowska – dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą
Ze względu na dolegliwości zdrowotne pchanie kulą okazało się dla Róży Kozakowskiej zbyt bolesne. Wraz z trenerem pomyśleli więc o rzucie maczugą. Pierwsze treningi to były rzuty butelką do kosza, gdyż nawet nie mieli profesjonalnej maczugi. Wreszcie zaczęła rzucać coraz dalej, aż dotarła do złotego medalu Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio. Róża Kozakowska ma na swoim koncie wiele tytułów i medali. Warunki, w których przychodzi jej żyć każdego dnia dalekie są jednak od spokojnego bytu. Kobieta mieszka w kontenerze, w którym jeszcze do niedawna nie było prądu i ogrzewania. Do dziś zresztą nie ma w nim dostępu do bieżącej wody. Ponadto oprócz wcześniej wspomnianych dolegliwości, zmaga się także z endometriozą. W jej przypadku operowanie tej choroby wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. Sama zawodniczka nie przestanie walczyć, a jej motto życiowe brzmi: „Żaden ból i cierpienia nie sprawią, że przestanę walczyć. Dopóki walczę, jestem zwycięzcą”.
Foto: Wikimedia Commons, Canva.com
Zobacz także: Tomasz Nadolski – historia